Dwa nowotwory i jedyna szansa na życie... Ratujmy Agatę, nie ma już czasu!


Mam raka piersi i guza mózgu. Ciąży nade mną wyrok… To, co wydarzyło się w moim życiu, brzmi jak niewiarygodny, ponury żart losu. Jeden nowotwór to trudny przeciwnik, a dwa niezależne, i to w najgorszym stadium?! Nie chcę umierać… Sprzedaliśmy z mężem dom, wydaliśmy wszystko, by mnie ratować. Nie mamy już nic… Proszę z całego serca o pomoc. Bez leczenia moje dni są policzone.


foto: siepomaga


Zaczyna się kolejny dzień. Dla innych oznacza to wyjazd do pracy, spotkania, codzienne sprawy, zbyt pozorne, by zwracać na nie uwagę. Ja marzę o takim dniu, już nie pamiętam, jak to było mieć zwykle zmartwienia. Dla mnie zaczął się kolejny dzień strachu i przerażenia — czy dam radę? 


Zawroty głowy, ból i częściowy paraliż ciała, tylko to czuję. W mojej głowie pojawia się tylko jedna myśl — czy to już dzisiaj? Czy dostanę jeszcze, choć ten jeden dzień? Trudno mi się skoncentrować, trudno wstać i zrobić najprostsze rzeczy. Widzę strach w oczach najbliższych mi osób. Jeszcze niedawno miałam tyle planów, tyle marzeń… Teraz zostało to jedno — przeżyć.

W lipcu 2017 roku zdiagnozowano u mnie raka piersi. Byłam oszołomiona, ale szybko doszłam do siebie. Przecież dzisiaj rak piersi to już choroba przewlekła, niekoniecznie wyrok śmierci! Potem dopiero okazało się, że najgorsze przede mną… Nieudana operacja piersi, potem kolejna i radioterapia. Zaczęłam bardzo źle się czuć. Zawroty, bóle głowy… Myślałam, że to skutki uboczne, ale badanie rezonansem sprawiło, że mój świat runął. Okazało się, że mam zmianę w mózgu, glejaka! Kolejny rezonans, kolejne wizyty u neurologów, neurochirurgów i mnóstwo sprzecznych informacji, zaleceń, ale brak konkretnych metod leczenia. Pojechałam do Niemiec szukać ratunku. W walce z guzem mózgu zapomniałam już o raku piersi. Został odsunięty gdzieś daleko, bo zaczęła się walka z potworem w głowie.

Kolejne badania potwierdziły, że guz mózgu to osobna jednostka chorobowa, a nie przerzut. Dwa niezależne nowotwory w ciągu kilku miesięcy… Przecież to prawie niemożliwe! Mimo wszystko nie straciłam nadziei. Do czasu… Bóle i zawroty głowy nasilały się. Rezonans potwierdził, że guz rośnie, a na dodatek pojawił się drugi. Lekarze nie mieli pomysłu, jak mnie leczyć. Miałam czekać na śmierć…

Razem z mężem podjęliśmy desperacką decyzję o sprzedaży mieszkania i wyjeździe do USA, do kliniki w San Diego, gdzie natychmiast zrobiono mi biopsje, a zaraz potem przeszłam wielotygodniową radioterapię i chemioterapię. Miesiąc przerwy i rezonans kontrolny, rezultaty były obiecujące! Potem kolejna chemia. Zdecydowałam się też na noszenie aparatu OPTUN. Wszystko wyglądało dobrze, jednak trzy miesiące po radioterapii wznowa, kolejny rezonans i diagnoza: glejak wielopostaciowy IV stopnia! Guz stał się bardzo złośliwy. Nie, to nie może być prawda, to nie mogło przytrafić się właśnie mi! Przecież mam tyle planów, tyle rzeczy do zrobienia… A jednak…

Wszystko się zmienia. Teraz czas płynie dla mnie inaczej… Wdrożono nowy lek, który hamuje wzrost guza i zmniejsza obrzęk. Umożliwił mi powrót do Polski, do domu. W końcu jestem z rodzina i przyjaciółmi. Nie przeżyłabym bez ich wsparcia i opieki mojego cudownego męża, mamy, brata, rodziny i przyjaciółek... Niestety leki podawane mi przez lekarzy w USA i kontynuacja leczenia nie są finansowane przez NFZ. Pieniądze płyną jak woda. Środki finansowe topnieją w zastraszającym tempie. W obliczu tych niebotycznych kosztów jesteśmy bezradni. Dla mnie, mojego męża, mamy, brata i najbliższych jest to sytuacja skrajnie krytyczna.

Proszę o pomoc, abym mogła kontynuować leczenie i popatrzeć jeszcze z nadzieją na przyszłość. Mam cichą nadzieję, że będę mogła odwdzięczyć się za okazane mi wsparcie i pomoc komuś potrzebującemu… Z góry za wszystko dziękuję.