12 złamań u niemowlęcia. Dziecko trafiło do szpitala, a babcia malca o spowodowanie obrażeń ciała Szymonka oskarża jego ojca



U chłopczyka lekarz stwierdził 12 złamań kości rąk, nóg i żeber oraz wiele innych śladów świadczących o tym, że był on bity. Przed sądem stanęli rodzice niemowlęcia. Wyrok w tej sprawie zostanie ogłoszony w połowie czerwca br. 


foto: g/w

Czteromiesięczny Szymon na początku lipca 2017 roku trafił do szpitala przy ulicy Niekłańskiej w Warszawie. Tam lekarze stwierdzili u niego 12 złamań kości rąk, nóg oraz żeber. Na ciele chłopczyka było bardzo wiele siniaków, na różnym etapie leczenia. Biegli uznali, że obrażenia mogły powstać w wyniku uderzeń pięściami albo „twardymi lub tępokrawędzistymi” przedmiotami. Dodali, że dziecko mogło być upuszczane na posadzkę. 


Prokuratura zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad osobą najbliższą i spowodowanie obrażeń powyżej siedmiu dni przedstawiła rodzicom Szymonka, Ewelinie N. (21 l.) i Erykowi C (25 l.). Ojciec niemowlęcia może zostać skazany na 15 lat. Odpowiada on w warunkach recydywy, gdyż wcześniej był skazany za rozbój. Matka może trafić do więzienia na 10 lat.

Rodzice Szymonka nie przyznają się do winy, a Ewelina N. zarzekała się płacząc, że u synka nie widziała żadnych obrażeń ciała. 

Eryk C. od momentu pierwszego przesłuchania winą za obrażenia u synka obarcza babcię chłopca Urszulę S. Kobieta jest matką Eweliny, a młodzi ludzie wraz z dzieckiem zamieszkiwali u niej w domu wielorodzinnym w Międzylesiu. 


Babcia Szymonka w sprawie jest świadkiem. Podczas śledztwa poddała się ona badaniu wykrywaczem kłamstw. Powiedziała, że wnuka nigdy nie uderzyła, nie ściskała, nie zmieniała chłopcu pieluch. Dodała, że gdy córka wychodziła z domu, to ona wyłącznie nadzorowała dziecko. Test przeszła pozytywnie. Kobieta przed sądem zeznała, że Eryk niechętnie zajmował się synkiem, a dziecko mu przeszkadzało. Dodała, że uważała go za darmozjada i wyrzucała go z domu, ale mężczyzna zawsze wracał. Powiedziała, że 25-latek nie jest materiałem na partnera i nazwała go cichym psychopatą, którego bał się nawet pies. 

– To głównie oskarżeni zajmowali się dzieckiem. To oni najwięcej czasu, można powiedzieć, mu nie poświęcali. Byli absolutnie nieprzygotowani do roli rodziców, niedojrzali – powiedział prokurator Wiesław Wyrzykowski z Prokuratury Praga Południe. Dodał, że nie ma bezpośrednich dowodów na to, że to właśnie rodzice znęcali się nad Szymonkiem, ale podkreślił, że to właśnie oni głównie przebywali z dzieckiem, które musieli brutalnie krzywdzić.


Prokuratura domaga się dla matki chłopczyka 7. lat więzienia, a dla ojca malca 10. lat więzienia. Kuratorka, adwokat Monika Buchlińska, chce, żeby rodzice zapłacili dodatkowo po 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia na rzecz dziecka, które zostało im odebrane i przebywa obecnie w rodzinie zastępczej. Podkreśliła ona, że rodzice chłopca nawet go nie przeprosili, a ich zachowanie jest egoistyczne oraz oboje są niezdolni do współczucia. 


Obrońca Eweliny N. chce uniewinnienia kobiety. – Nie powinno się wydawać wyroku na emocjach i domysłach. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że oskarżona nie zadała dziecku żadnych obrażeń. To ona dbała o dziecko. Lekarka zeznająca przed sądem mówiła, że Ewelina sprawiała wrażenie osoby zagubionej, szukającej pomocy. To wreszcie ona zawiozła dziecko do szpitala na Niekłańską – powiedział adwokat Łukasz Raj. 

– Mamy zbyt wiele wątpliwości – mówi radca prawny Tomasz Wardzyński, obrońca Eryka C. Podkreślił, że ta sprawa „nie pasuje do schematu podobnych spraw”.  - Ten, kto maltretuje dzieci, nie przywozi ich do szpitala – dodał.

Wyrok w tej sprawie ogłoszony zostanie w połowie czerwca. Rodzice Szymonka przebywają w areszcie.

Renata Zalewska-Ociepa
źródło: warszawa.wyborcza