Nowe fakty ws. zaginięcia Michała Rosiaka. Pies tropiący znalazł ślad
Od zaginięcia Michała Rosiaka minął miesiąc. Do tej pory nie ustalono, co się stało z 19-latkiem. Pytanie to zadają sobie bliscy, znajomi, policjanci, detektywi i wszyscy zaangażowani w tę sprawę.
foto: Facebook
Ostatni raz 19-latek był widziany w nocy z 17 na 18 stycznia o godz. 0.54, gdy wychodził z jednego z klubów nocnych na Starym Rynku w Poznaniu. Michał Rosiak wracał do domu na Nowym Mieście, a ostatni ślad za nim urywa się na przystanku autobusowym przy ul. Szelągowskiej (koło dworca kolejowego i autobusowego Poznań Garbary). Tam w piątek, 18 stycznia, znaleziono jego telefon komórkowy.
Z ustaleń dziennikarzy Kryminalnej Polski wynika, że krótko po zaginięciu rodzina otrzymała dwa dziwne telefony. Podczas pierwszego połączenia było słychać, jakby telefon był wyrywany jednej osobie przez drugą. Podczas drugiego połączenia słychać było „ku..a, miałeś nie dzwonić na policję”. Gdy ojciec zaginionego Michała oddzwonił na numer inicjujący połączenie, usłyszał jedynie „to pomyłka”.
Chociaż poznańska prokuratura wszczęła śledztwo, nadal nie wiadomo, co wydarzyło się feralnej nocy.
Jak informowała "Gazeta Wyborcza", na nagraniach z monitoringu, które sprawdzili policjanci, widać, że student całą trasę trzyma w ręku telefon, a komórka cały czas się świeci. W rozmowie z "Wyborczą" rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak przyznaje, że prawdopodobnie Michał cały czas korzystał z nawigacji w telefonie.
Trzy dni po zaginięciu Michała Rosiaka pies tropiący doprowadził strażaków nad Wartę. Trop urywa się jednak w połowie Wartostrady, na ścieżce dla pieszych i rowerzystów, która biegnie wzdłuż rzeki. Fakt, że trop w pewnym momencie się urywa, może oznaczać, że poszukiwany wpadł lub wszedł do wody. Mógł też jednak zawrócić.
W związku z tym strażacy przeszukali sonarami dno rzeki. Dzięki temu zlokalizowane zostały „dwa obiekty”, z czego jeden z nich mógł być ciałem poszukiwanego Michała Rosiaka. Płetwonurkowie podjęli się zbadania ich dopiero 7 lutego, jednak wówczas nie zostały już odnalezione.
Nad Wartą po raz kolejny pojawili się też strażacy ze specjalistycznej grupy Heavy Rescue SGRT OSP Mosina. Kolejne dni poszukiwań nie przyniosły żadnych rezultatów.
„Trzeba pamiętać, że to rzeka i „obiekt” może się przemieszczać. Coś, co zlokalizowano w jednym miejscu, drugiego dnia może być gdzie indziej”, wyjaśniła w rozmowie z dziennikarzami Gazety Wyborczej osoba, która zna szczegóły poszukiwań.
Z ustaleń dziennikarzy Kryminalnej Polski wynika, że krótko po zaginięciu rodzina otrzymała dwa dziwne telefony. Podczas pierwszego połączenia było słychać, jakby telefon był wyrywany jednej osobie przez drugą. Podczas drugiego połączenia słychać było „ku..a, miałeś nie dzwonić na policję”. Gdy ojciec zaginionego Michała oddzwonił na numer inicjujący połączenie, usłyszał jedynie „to pomyłka”.
Chociaż poznańska prokuratura wszczęła śledztwo, nadal nie wiadomo, co wydarzyło się feralnej nocy.
Jak informowała "Gazeta Wyborcza", na nagraniach z monitoringu, które sprawdzili policjanci, widać, że student całą trasę trzyma w ręku telefon, a komórka cały czas się świeci. W rozmowie z "Wyborczą" rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak przyznaje, że prawdopodobnie Michał cały czas korzystał z nawigacji w telefonie.
Trzy dni po zaginięciu Michała Rosiaka pies tropiący doprowadził strażaków nad Wartę. Trop urywa się jednak w połowie Wartostrady, na ścieżce dla pieszych i rowerzystów, która biegnie wzdłuż rzeki. Fakt, że trop w pewnym momencie się urywa, może oznaczać, że poszukiwany wpadł lub wszedł do wody. Mógł też jednak zawrócić.
W związku z tym strażacy przeszukali sonarami dno rzeki. Dzięki temu zlokalizowane zostały „dwa obiekty”, z czego jeden z nich mógł być ciałem poszukiwanego Michała Rosiaka. Płetwonurkowie podjęli się zbadania ich dopiero 7 lutego, jednak wówczas nie zostały już odnalezione.
Nad Wartą po raz kolejny pojawili się też strażacy ze specjalistycznej grupy Heavy Rescue SGRT OSP Mosina. Kolejne dni poszukiwań nie przyniosły żadnych rezultatów.
„Trzeba pamiętać, że to rzeka i „obiekt” może się przemieszczać. Coś, co zlokalizowano w jednym miejscu, drugiego dnia może być gdzie indziej”, wyjaśniła w rozmowie z dziennikarzami Gazety Wyborczej osoba, która zna szczegóły poszukiwań.
źródło: GłosWielkopolski/ viva/ eska/ epoznan/ RadioZet