Mamo żyj!!! Boimy się zostać bez Ciebie


Rak jajnika chce mnie zabić, ale ja się nie poddam - chcę i będę żyć! Mam na imię Kasia i jestem mamą czterech wspaniałych synów, którzy są dla mnie całym światem. Moi chłopcy mają tylko mnie... Ich tata, mój ukochany mąż, zginął tragicznie... Jesteśmy teraz w piątkę.  Mikołaj, Michaś, Antoś, Wojtuś i ja. I nowotwór, który próbuje nas rozdzielić... Zabrać moim synkom jedynego rodzica, jakiego jeszcze mają!


foto: siepomaga

Żyję tylko dzięki Wam. Olaparib, lek, o którego refundację walczyła Kora - to dla mnie jedyna szansa na życie. To dzięki Wam i Waszemu wsparciu rozpoczęłam leczenie... Cieszę się każdym oddechem, każdym dniem, spędzonym z moimi dziećmi. Leczenie działa... Lekarze są bardzo zadowoleni z efektów! Jest remisja! Odrosły mi włosy, przybieram na wadzę, ŻYJĘ! 


Niestety, oprócz radości jest też strach... Zapas leku, na który udało mi się zebrać środki, kończy się w styczniu... Na tyle starczą zebrane środki - na rok leczenia. A ja dalej muszę brać Olaparib, żeby żyć! Bez niego czeka mnie powolna śmierć na oczach moich dzieci, pożyję maksymalnie 5 lat... Dlatego proszę o pomoc - uratuj mnie!
To już 4 lata, od kiedy zapomniało o mnie szczęście… Ten czas, w którym byłam najszczęśliwszą żoną i mamą na świecie, dziś jest tylko wspomnieniem, nostalgią utrwaloną na zdjęciach. Mieliśmy piękne życie, niezwyczajne w swojej zwyczajności. Mój ukochany mąż Rafał i nasze dzieci. Mikołaj ma dziś 19 lat, Michał – 10, bliźniaki – Antoś i Wojtuś – 7. Wtedy byli jeszcze malutcy…
W ciągu kilku miesięcy straciłam dwie najbliższe mi osoby na świecie. We wrześniu 2015 roku Rafał zginął w wypadku motocyklowym. Data jego śmierci to najgorszy dzień mojego życia. Ból w sercu nigdy nie zniknie. Straciłam męża, najlepszego przyjaciela, drugą połowę. Moje dzieci straciły ojca. To był początek przepaści, w którą zaczęłam spadać. Pierwsza z serii tragedii, które spadły na moją rodzinę. Kilka miesięcy później straciłam również moją ukochaną mamę. Rak płuc…  Gasła na naszych oczach. Zostałyśmy same z siostrą, Magdą. Razem płakałyśmy na grobie mamy. Byłyśmy dla siebie oparciem. A potem okazało się, że moja siostra ma raka piersi, a ja – raka jajnika.


Wcześniej z rakiem piersi walczyła moja ciocia, siostra taty. Okazało się, że jest nosicielką wadliwego genu. BRCA1. Ma go też moja kuzynka, moja siostra, ja. Genetyczne przekleństwo… Ryzyko zachorowania na raka piersi wynosi wtedy prawie 80%. Na raka jajnika niewiele mniej. Dzięki temu, że byłyśmy pod stałą opieką poradni genetycznej, wciąż żyjemy.
Rok po śmierci mamy, poradnia, kontrolne badania… Magda wychodzi blada jak śmierć. Guz w piersi. Decyzja o natychmiastowym rozpoczęciu leczenia, operacja, chemioterapia. Szpital i wizyty na oddziale onkologii na stałe wpisują się w mój rytm dnia. A obok dom, wywiadówki, szkoła, przedszkole, gotowanie obiadów, wspólne chwile, słowem to, co wypełnia mi większość czasu – bycie mamą. Bycie rodzicem… Odkąd nie ma Rafała, muszę być mamą, i tatą jednocześnie. W pewnym momencie zaczęłam się źle czuć. Ból brzucha wracał jak bumerang, coraz ostrzejszy, coraz bardziej uporczywy. W szpitalu stwierdzono stan zapalny jelit. Ból miał zniknąć. Nie zniknął… Czy się spodziewałam? Nie, ani trochę. Na raka, tak samo jak na śmierć, nie da się przygotować. Przez 9 lat wykonywania systematycznych badań kontrolnych nic nie wskazywało na to, że zdarzy się najgorsze. A jednak. 
27 grudnia 2017 roku dowiedziałam się, że mam raka jajnika. Początek roku 2018 był jednocześnie początkiem walki o moje życie, które rak chciał mi tak okrutnie zabrać. Szpital, stół operacyjny… Operacja trwała prawie 7 godzin. To było moje być albo nie być. Lekarze uratowali mi życie. Czy się bałam? Bardzo. Zapadałam w sen z obrazem twarzy moich synów pod powiekami. Myślałam tylko o jednym – co się z nimi stanie, jeśli mnie zabraknie?
6 stycznia, data operacji. 2 dni później Mikołaj obchodził swoje 18-te urodziny. Później dowiedziałam się, że miał tylko jedno życzenie – bym się obudziła. Życzenia mają moc… Po 2 tygodniach byłam już na nogach, kursowałam między domem a szpitalem. Widziałam to wiele razy - jak z rakiem walczą moja ciocia, moja mama, moja siostra. Teraz poznałam na własnej skórze, czym jest chemia, utrata włosów i strach, który dławi gardło, gdy czekasz na wyniki badań, nie wiedząc, co dalej… Jestem jednak silna, jestem twarda, im bardziej życie mnie kopie, tym więcej mam woli, by walczyć dalej. Muszę taka być, moje dzieci już tyle wycierpiały… Nie pozwolę, by straciły również mnie.


Rokowania w przypadku raka jajnika – powiedzieć, że złe, to nadużycie. Są tragiczne… Mojej choroby nie da się wyleczyć, można ją jedynie spowolnić. Jest lek, który może to zrobić, który da mi życie, przedłuży je, opóźni czas, w którym rak zaatakuje ponownie… Olaparib. Lek, który jest refundowany w 15 krajach Unii Europejskiej, ale nie w Polsce. Dostałabym go tylko w przypadku, gdyby doszło do wznowy, gdybym wtedy dobrze zareagowała na chemię… A ja do wznowy nie mogę dopuścić. Nie pozwolę, by zabił mnie rak, by moje dzieci nie dostały same. Lek, o który walczyła wspaniała kobieta, chora na to, co ja, która starała się o jego refundację, której niestety nie ma już z nami… Kora.
Życie jest darem. Każdy je otrzymał i niesprawiedliwe jest to, by zależało ono od pieniędzy… Miesiąc mojego życia wyznaczona na ponad 20 tysięcy złotych. Dużo. Bardzo… Ale każdy dzień z moimi synami jest dla mnie bezcenny. Stracili tatę, ale mają jeszcze mnie. Będę walczyć. Byłam i jestem najszczęśliwszą mamą na świecie… Nie poddam się nigdy. Jeśli mi pomożesz - to dla nich będę żyć.