Pilne – umiera młoda matka!

Kiedy wczoraj otrzymałam najnowsze informacje z kliniki w Kolonii, ugięły się pode mną nogi. Lekarze przeanalizowali moje najnowsze i niestety złe wyniki badań i w związku z tym zdecydowali o znacznym rozszerzeniu mojego leczenia, co sprawia, że będzie ono o wiele droższe. Jestem załamana, bo to oznacza zwiększenie kwoty zbiórki o prawie drugie tyle...



W poniedziałek odbyło się konsylium lekarzy dotyczące mojej sytuacji. W przyszłym tygodniu rozpoczynam radioterapię i chemioterapię w Polsce, które mają chociaż na jakiś czas zahamować rozwój guza. Radioterapia będzie trwała 6 tygodni i po 2-3 tygodniach od jej zakończenia będę mogła pojechać do Niemiec na immunoterapię. To daje mi trochę więcej czasu, choć kwota do zebrania wciąż przeraża...


Nowotwór jest nieprzewidywalny. Liczyłam się z tym, że koszt leczenia może wzrosnąć, ale nie spodziewałam się, że o aż tyle! Dzisiaj jeszcze raz proszę Was o pomoc, by wygrać tę walkę – najtrudniejszą walkę w moim życiu...

Od półtora roku jestem mamą cudownej Marcelinki. Od miesiąca wiem, że choruję na złośliwego guza mózgu. Walczę z całych sił, bo nie wyobrażam sobie, że moje dziecko mogłoby zostać bez mamy. Szansą dla mnie jest immunoterapia w klinice w Niemczech – bardzo kosztowna, ale i bardzo skuteczna. Proszę, poznaj moją historię i pomóż…



Mam na imię Ola. Od wielu lat choruję na padaczkę. Niejednokrotnie zdarzało mi się tracić przytomność podczas ataków. W ostatnich latach choroba się wyciszyła, dlatego kiedy w październiku tego roku zaczęłam mieć ostre bóle głowy i zaniki pamięci, myślałam, że znów daje o sobie znać. Niestety – prawda jest dużo brutalniejsza, niż przypuszczałam. Ból głowy z dnia na dzień się wzmagał – do tego stopnia, że ciężko mi było funkcjonować, zajmować się Marcelinką. Postanowiłam zrobić badanie rezonansem. Badanie, którego wynik, rozniósł w pył mój cały, dotychczas poukładany, świat…


Ze szpitala wychodziłam dokumentem, na którym zapisane było, że w mojej głowie tkwi 8-centymetrowy guz! Chyba nie ma takich słów, które byłyby w stanie opisać, co czuje człowiek po takiej diagnozie. Jeszcze przez chwilę wierzyliśmy, że może guz nie jest złośliwy. Może nie jest aż tak źle, może kolejne badania przyniosą lepsze wieści. Chciałam wierzyć, że to pomyłka, że to nie ja, że to nie moje wyniki! Niestety, biopsja guza potwierdziła najczarniejszy scenariusz. To brzmiało jak wyrok, jakby zbliżał się koniec mojego życia…

Nowotwór, z którym przyszło mi się mierzyć to glejak wielopostaciowy, bardzo złośliwy. Guz rośnie – w tym momencie ma już prawie 9 centymetrów. Jest położony na dwóch półkulach mózgu, nieoperacyjny, niemożliwy do usunięcia… Zamiast spędzać czas z moją 1,5 roczną córeczką, rozpoczęłam wędrówkę po szpitalach. Co będzie, jeśli mi się nie uda? Nawet nie chcę sobie wyobrażać, że Marcelinka miałaby się wychowywać bez mamy...

Chemioterapia, którą zaproponowano mi w kraju, może tylko powstrzymać rozrost guza, dlatego razem z rodziną zaczęliśmy szukać dalej. Dotarliśmy do osób, które były w podobnej sytuacji. Tak dowiedziałam się o immunoterapii w klinice w Niemczech. To bardzo kosztowna forma leczenia, ale też bardzo skuteczna…

Mam dopiero 33 lata. Jeśli odejdę, Marcelinka będzie mnie ledwo pamiętać. Będzie znała mnie tylko ze zdjęć. Dlatego nie poddam się – będę walczyć o swoje życie i zapukam w każde drzwi, by odnaleźć ratunek. Chcę wychować swoje dziecko, widzieć jak dorasta. Chcę żyć, po prostu żyć…

Proszę, pomóż mi wygrać tę walkę…


Komentarze