Mamo! Tak bardzo chcę żyć

Dzień końca świata - tyle osób chce znać jego datę. My już poznaliśmy. Nasz świat już się skończył… Wszystko trwało błyskawicznie, z godziny na godzinę, razem z pogarszającym się stanem Jasia, waliły się filary mozolnie, latami budowanego szczęścia. A z chwilą diagnozy runęło wszystko…

zdjęcia: siepomaga

17 września, w czwartek - ta data wyryła się już na zawsze w naszych sercach. Choć chcielibyśmy ją wymazać, to się nie da. Od tego dnia nic już nie było jak wcześniej… A wcześniej była cudowna normalność. Rodzina, fantastyczny synek, druga ciąża i piękne plany na przyszłość. Teraz jest tylko strach…


Pojechaliśmy do okulisty, bo Jaś zaczął lekko zezować jednym oczkiem. Tego samego dnia zostaliśmy skierowani na oddział neurologiczny do Nowej Soli w celu zweryfikowania objawów, jakie powstały z dnia na dzień, z godziny na godzinę...

Na oddziale Jaś zostaje z tatą. Lekarze nawet nie proponują mi pozostania z dzieckiem - widzą, że jestem w zaawansowanej ciąży - to prawie 7 miesiąc. Ze łzami w oczach, przerażona jadę sama do domu. W tym samym dniu wieczorem Jaś ma robione badanie tomografem. Pani doktor przekazała mężowi, że rano zrobią dodatkowo jeszcze rezonans.

Zaczynamy filtrować informacje w internecie, szukając przyczyn powstania zeza i lekko uniesionego jednego kącika ust. Oczywiście nie bierzemy pod uwagę najgorszego, bo przecież to się nie przytrafi naszemu dziecku… Kolejnego dnia nastało piekło.


Diagnoza jest druzgocąca: guz pnia mózgu. Mąż jedzie na konsultacje neurologiczną do Szczecina. Czekamy tydzień na informację, czy prof. Sagan podejmie się operacji. Dostajemy zielone światło, guza można wyciąć. I wtedy kolejne złe wieści - operacja ma się odbyć 23 października, ale jeden z lekarzy z zespołu zachorował na Covid. Wszystko przeciągnęło się do 17 listopada. W tym czasie stan synka dramatycznie się pogorszył…

Pięć dni przed drugim terminem operacji Jaś trafił na OIOM, wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Odchodziliśmy od zmysłów…

W końcu upragniona operacja. Prof. Sagan mówi, że wszystko przebiegło sprawnie. Wyciął jądro guza. Biopsja niestety nie była dobrą wiadomością - to glejak wielopostaciowy IV stopnia (Glioblastoma). Nie mogło być gorzej...

Teraz Jaś przebywa w Szczecinie na neurochirurgii i czekamy na dalsze kroki leczenia. Najpierw radioterapia w Warszawie, a potem leczenie w Zurychu. Jesteśmy w trakcie ponownej weryfikacji badania histopatologicznego (w laboratorium w Niemczech) oraz drugiej opinii medycznej. Właśnie zaczęła się walka o życie naszego synka. Wiemy, że będzie długa, trudna i niezwykle kosztowna. Musimy ją podjąć - chodzi o życie naszego synka! Bardzo proszę każdego, kto trafił na nasz apel - pomóż nam. Każda wpłata, każde nawet udostępnienie daje nadzieję, z której staramy się odbudować nasz świat…

Sylwia, mama Jasia

Komentarze