Matka chciała zabić 10-letnią córkę. Dusiła ją sznurem i rękoma. Ruszył proces kobiety


W środę, przed Sądem Okręgowym w Poznaniu, rozpoczął się proces Małgorzaty G., która próbowała zabić swoją 10-letnią córkę. Do tego czynu miały ją skłonić groźby sąsiadki, która domagała się pieniędzy i straszyła, że „wywiezie jej córkę do burdelu”. 


zdjęcie: pixabay

50-latka zasiadła na ławie oskarżonych wraz ze swoim synem, Tomaszem G., który miał jej pomóc zabić Olgę. 

Do tragedii doszło pod koniec stycznia 2018 roku w Rawiczu (woj. wielkopolskie). Małgorzata G. miała być terroryzowana przez swoją sąsiadkę, Katarzynę Ch. Oskarżała ją ona o to, że przez jednego z synów Małgorzaty, jej syn trafił do więzienia. Sąsiadka miała domagać się od 50-latki pieniędzy oraz grozić, że jeśli ich nie otrzyma, to skrzywdzi 10-latkę i „wywiezie ją do burdelu w Niemczech”.


Małgorzata G. brała kredyty, a pieniądze przekazywała Katarzynie Ch. Łącznie było to około 150 tysięcy złotych. Kobieta nadal jej jednak groziła. Zdesperowana uznała, że wraz ze swoim synem, Tomaszem G., zabiją 10-letnią Olgę, a następnie sami popełnią samobójstwo.

Prokuratura Okręgowa w Poznaniu oskarżyła Małgorzatę G. i Tomasza G. o usiłowanie zabójstwa. Grozi im kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności. 

20. lutego przed Sądem Okręgowym w Poznaniu ruszył proces w tej sprawie. Małgorzata G. odmówiła składania zeznać. Sąd odczytał protokoły z jej wcześniejszych przesłuchań.

50-latka zeznała w śledztwie, że 24. stycznia 2018 roku o godzinie 7.10 Katarzyna Ch.: "nie weszła, tylko wleciała do mojego mieszkania z impetem, złością, nienawiścią i krzyczała, że ma dość naszej rodziny (…) krzyczała, że żarty się skończyły i o godzinie 8.00 przyjadą po moją córkę Olgę, że Olga ma być uszykowana, i że ją wywiozą do burdelu do Niemiec. Krzyczała też, że jak zadzwonię po policję, to i tak mi to nie pomoże”.

- Moja córka Olga siedziała wtedy w pokoju w mieszkaniu i to słyszała. Weszłam do pokoju córki, ona zaczęła płakać i ją przytuliłam, pocałowałam i powiedziałam, że się ma nie bać. Kazałam się Oldze ubrać tak, jak do szkoły. Mój syn Tomasz, który też to słyszał, ubrał się, wzięliśmy tornister i o 7.25 wyjechaliśmy w kierunku szkoły (…) objechaliśmy szkołę i pojechaliśmy na działki. Pojechaliśmy tam w celu skończenia ze sobą, bo te groźby pani Katarzyny nie były pierwszymi groźbami – dodała Małgorzata G.

Oskarżona wyjaśniła, że sąsiadka wielokrotnie jej groziła. Twierdziła nawet, że ma intymne zdjęcia Olgi. Kobieta powiedziała, że od tego momentu, wraz z synem, pilnowali dziewczynki. 

- Olgusia już po drodze w samochodzie i w altanie na działkach mówiła, że nie chce iść do burdelu i ja jej mówiłam: dziecko nie bój się, pójdziemy do dziadziusia, bo mój tata nie żyje i chodziło mi o popełnienie samobójstwa nas wszystkich (…) Olga usiadła na tapczan i wytłumaczyłam jej co by jej groziło, gdyby ją złapali i wywieźli (…) powiedziała mi: dobrze mamusiu, możemy iść do dziadziusia, bo ona nie chce żeby jej coś takiego zrobili – zeznała kobieta.

Później oskarżeni i 10-latka mieli położyć się na tapczanie, a kobieta odkręciła butlę z gazem. 

- Wtedy się wszyscy uściskaliśmy i pożegnaliśmy ze sobą. I jeszcze Olgusia powiedziała: do zobaczenia u dziadka - dodała Małgorzata G.

Stężenie gazu było jednak niskie i po kilku godzinach wszyscy obudzili się. 

- Wtedy powiedziałam do Olgi: musimy coś innego zrobić, bo jak nas znajdą, to mi ciebie wezmą, a ci obiecałam, że cię nikomu nie oddam i cię bardzo kocham dziecko. Ona mi wtedy odpowiedziała: wiem mamusiu, ja ciebie też bardzo kocham i pójdziemy do dziadziusia. Wtedy uszykowałam sznurek koloru białego – powiedziała oskarżona.

Olga była kilkukrotnie duszona, sznurem i rękoma. Kiedy matka i jej syn uznali, że dziewczynka nie żyje, oboje zacisnęli sobie sznur na szyi. W tym momencie 10-latka ocknęła się i powiedziała do matki „byłam daleko, ale tam mnie nie chcą” - zeznała Małgorzata G.

Oskarżona powiedziała w sądzie, że żałuje tego co zrobiła. Zapytana o to, dlaczego nie zgłosiła faktu, że była szantażowana, odpowiedziała - Katarzyna Ch. mówiła, że mamy wszystko robić, co ona nam każe, bo jest kobietą mafii i to będzie jej decyzja, kiedy nam wezmą córkę. Nie zgłosiłam tego policji, bo byliśmy zastraszeni. Mówiła, że jeden telefon na policję, to "do nas wjadą i zabiorą córkę do burdelu". Mówiła, że jesteśmy śledzeni. Ja jej wierzyłam. 
Teraz to mi się nie mieści w głowie, że chciałam zabić swoje dziecko i siebie. Olga była naszym skarbem, oczkiem w głowie. 
Mąż przekazuje mi na widzeniu, że córka mnie pozdrawia, że za mną tęskni i czuje się dobrze. Z tego, co mówi, córka nie ma do mnie żadnych pretensji, wybaczyła mi wszystko, ona wie, że chciałam ją ochronić. Od męża wiem też, że córka bardzo dobrze się uczy, na zakończenie czwartej klasy miała świadectwo z czerwonym paskiem. Ja dbałam o nią, uczyłam ją wszystkiego co najlepsze, ale ta sytuacja mnie przerosła – dodała matka. Nie ma ona obecnie żadnego kontaktu z córeczką.

Tomasz G. przyznał się w sądzie do winy. Podkreślił, że bardzo żałuje tego, co się wydarzyło. Odmówił jednocześnie składania wyjaśnień. 

Sąd przesłuchał pierwszych świadków, w tym Katarzynę Ch., która przebywa obecnie w areszcie. Jest bowiem oskarżona o czym rozbójniczy na szkodę rodziny G. Jej proces ma rozpocząć się w przyszłym tygodniu. 


- Moje relacje z oskarżoną były bardzo dobre. Ja nie przyjmowałam od niej żadnych pieniędzy. (…) W dniu tego zdarzenia widziałam Gosię tylko rano, nie kłóciłyśmy się. Potem widziałam jak wyjeżdżają samochodem (…) Wiem, co Gosia mówi na mój temat. Nie wiem, dlaczego ona mnie pomawia - powiedziała w sądzie Katarzyna Ch. Podkreśliła także, że z oskarżoną znają się ze szkoły, a od 12. lat mieszkają w jednej kamienicy (na tym samym piętrze).

- Małgorzata miała duży wpływ na dzieci (…) ona od 20 lat żyje na kredytach, nie wiem, na co szły te pieniądze – zeznała Katarzyna Ch. Zapytana przez prokuratora, czy przyznaje się do któregokolwiek z zarzucanych jej czynów w sprawie prowadzonej przeciwko niej, odpowiedziała, że przyznaje się wyłącznie do kierowania gróźb karalnych wobec Małgorzaty G.

Renata Zalewska-Ociepa
źródło: Polsat News