23- letni Polak zmarł w Afryce, rodzinę nie strać na transport ciała

 23- Radek miał pracować jako kucharz w ekskluzywnej restauracji w Afryce, zmarł w październiku 2020r. Jego mama chciałaby sprowadzić ciało do Polski, niestety rodzinę na to nie stać. 

foto: pomagam

Publikujemy oryginalny tekst zbiórki

Radek w grudniu 2019 r. otrzymał ofertę super pracy, miał zarabiać około 12 tysięcy miesięcznie za pracę na stanowisku kucharza we Freetown w Sierra Leone w Afryce. Po namyśle zgodził się, ponieważ chciał zarobić pieniądze, o których w Polsce mógłby pomarzyć. Przed wylotem wykonał wszystkie szczepienia, opłacony został mu lot oraz wszystko na miejscu. Wypłata miała być wydawana co miesiąc, jednak już po jego pierwszym przepracowanym miesiącu szef dał mu propozycje, że wszystkie pieniądze otrzyma na sam koniec.  

 

Radek zgodził się na to rozwiązanie, bo uznał, że nie wyda je na głupoty, a tym samym będzie mógł wszystkie pieniądze odłożyć i zainwestować w Polsce. Miesiące mijały. W lipcu mężczyzna, który otworzył tam lokal nagle stwierdził, że wyjeżdża i kazał sprzedać restauracje drugiemu Polakowi, z którym mój brat został.

 

 Wówczas przekonywano Radka, że jak sprzedadzą restaurację to odzyskają wszystkie swoje pieniądze za cały okres pracy. Czas mijał, kupców było mnóstwo, lecz nikt nie chciał się zgodzić z racji ponoć wysokiej ceny jaką żądał właściciel. A więc mój biedny brat czekał i czekał, aż wreszcie się uda. W końcu w sierpniu zaczął mówić, że już niedługo powinni sprzedać restaurację, że za niedługo wróci, ale musi jeszcze chwilę poczekać, aż się wszystko sfinalizuje.  

 

Tygodnie kolejne mijały, aż dochodzimy do dnia 21.09.2020 r. kiedy po wielu miesiącach pobytu w Sierra Leone i poznania wszystkich ludzi został skradziony mu telefon. Zgłosił zaistniały fakt na policję, ale niestety telefonu mu nie znaleźli. Miał jeszcze tablet, z którego czasami korzystał. 29.09 moja mama ostatni raz z nim rozmawiała, czyli tydzień przed śmiercią. Wszystko było w jak najlepszym porządku, nie czuł się źle. Nagle mama dostaje telefon 5 października, że mój brat trafił do szpitala, ale po wstępnych badaniach Radek miał wyzdrowieć w ciągu 4/5 dni – jak przekazał mężczyzna, z którym Radek tam był. 

 

Opowiadał, że Radek czuł się trochę źle od paru dni, ale że jeszcze 4 października był w stanie przyjść do restauracji i ugotował sobie SAM (dodane słowo przez Pana T.) rosół na poprawę zdrowia po czym po kilku godzinach od zjedzenia nagle jego stan się pogorszył diametralnie przez co trafił do szpitala. Stan jak twierdził Pan T. nie poprawiał się, a wręcz odwrotnie pogorszył się, więc musiał zostać przewieziony do drugiego szpitala, w którym miał uzyskać konieczną pomoc. Jak się okazuje do drugiego szpitala trafił w stanie krytycznym.  

 

Nie funkcjonowały mu niektóre narządy i raczej lekarz nie dawał mu szans przeżycia, ale walczyli o niego. Był 3 razy reanimowany zanim umarł. W między czasie dostawała mama i starszy brat telefony o wysłanie najpierw 1000 dolarów, później 2000 dolarów na leczenie brata. Jak się okazało nie ubezpieczyli go stąd takie sumy. Gdy mama zaczęła pisać, że przecież jakieś pieniądze musiał mieć zarobione to temat pieniędzy ucichł. Lekarz, który go prowadził w drugim szpitalu kazał zrobić sekcje zwłok z racji, że podejrzewał ze przyczyną śmierci w tak krótkim czasie niekoniecznie była malaria. Sekcje niestety tamtejsza policja kazała nam opłacić z racji, iż Radek był Europejczykiem, a ponoć nasz kraj jest krajem bogatym. To ich słowa. A więc moja mama musiała pożyczyć się 8 tysięcy złotych, aby zrobić przelew i ją opłacić. Żeby ją zrobić musieli ściągnąć patologa z Gwinei, ponieważ patologowi, który jest we Freetown postawiono zarzuty skorumpowania i był na 2 tygodniowym areszcie (nie wiadomo czy chodzi o korupcję w sprawie mojego brata czy o inną sprawę) – informację tą mamy od księdza, który jest na misji w Sierra Leone i zgodził się pomóc. Sama sekcja była wykona bardzo szybko, a jej wyniki zapisano na małym kawałku papieru, zachodzą poważne wątpliwości, co do je rzetelności. Dlatego jesteście Wy nam potrzebni. Nie dane było nam pożegnać się z nim, przytulić go, szepnąć dobrych słów, tak szybko umarł… Nie zostawimy go tam samego. Chcemy móc pójść do niego na grób mając świadomość, że jest przy nas, zapalić znicza. Pomodlić się. Błagam was. Czy pozwolilibyście, żeby wasz brat, ojciec, czy ktoś najważniejszy w życiu pochowany został w obcym kraju? NIE BĄDŹCIE OBOJĘTNI POMÓŻCIE…

 

Komentarze