Ratownicy medyczni muszą wzywać policję, żeby umieścicć pacjenta w szpitalu - ,,(...) razem z policją mamy sforsować drzwi”

"Jak przyjedzie policja, robimy wjazd do szpitala". Dramatyczne rozmowy ratowników z dyspozytorami pogotowia toczą się, gdy medycy próbują  zostawić pacjenta w szpitalu. 

 

foto: policja

Jak podaje portal wiadomosci.onet.pl ratownicy medyczni są zmuszeni do wzywania policji, ponieważ często nawet nikt nie chce otworzyć drzwi. - To się staje coraz częstszą praktyką, ale nie mamy wyboru. Doszliśmy do ściany – mówi dziennikarzom portalu jeden z ratowników.

 

Jak podaje serwis, sytuacja jest tak tragiczna, że warszawskie szpitale nie przyjmują już pacjentów w stanie zagrożenia życia, co wynika z treści rozmów pomiędzy załogami karetek, a dyspozytorami pogotowia. Karetki muszą oczekiwać nawet po kilka godzin przed szpitalami, by móc zostawić chorych pod opieką lekarską. Jedna z rozmów opublikowana przez portal szokuje: 

 

,,Dyspozytor: - Po rozmowie z WKRM-em (Wojewódzki Koordynator Ratownictwa Medycznego - red.) zadysponowana jest policja. Policja jak przyjedzie, robimy wjazd do szpitala. Przy policji przekazujemy pacjenta bez podpisu. Zostawiamy i odjeżdżamy. Czekamy na załogę policji.

Ratownik: - Czy ja dobrze rozumiem, że razem z policją mamy sforsować drzwi i po prostu wjechać tam i porzucić pacjenta gdziekolwiek, tak? - pyta ratownik z karetki.

Dyspozytor: - Nie gdziekolwiek, tylko w szpitalu. Tak, mamy wjechać do szpitala. Jak pacjent kwalifikuje się do siedzenia, to posadzić, jak do leżenia - dopóki nie przełożymy pacjenta to policja nie odjedzie.”.

Ratownik medyczny, który wypowiada się anonimowo, mówi dziennikarzom Onet: - Wzywanie policji staje się coraz częstszą praktyką, ale nie mamy wyboru. Doszliśmy do ściany. Bywa, że czekamy godzinami z pacjentem z bezpośrednim zagrożeniem życia, na przykład z udarem mózgu. Przecież w takim przypadku liczy się czas, każda chwila. Jeszcze trochę i ludzie zaczną umierać na podjazdach dla karetek, przed zamkniętymi drzwiami szpitala. Bo będziemy musieli ich tam zostawiać, bo trzeba jechać po następnego chorego. I nie dotyczy to wcale tylko pacjentów covidowych. Przez epidemię ci ludzie z innymi schorzeniami nie mogą dostać się do lekarza i powoli umierają w domach. Kiedy my przyjeżdżamy, ich stan bywa wręcz agonalny. Ten system nie będzie niewydolny za miesiąc. To już się dzieje.

- Każda taka sytuacja jest inna. Policjanci podejmują interwencje na podstawie konkretnego paragrafu. Niestety, nie prowadzimy statystyk, które z nich dotyczą sytuacji w szpitalach – informuje Onet nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik KSP.

Wiecej informacji znajdziesz na: wiadomosci.onet.pl

Red.

źródło: wiadomosci.onet.pl

Komentarze