Sulików: 17-letni Bartek umierał. W tym czasie, przez 10 godzin, był wożony karetką od szpitala do szpitala


Bliscy zmarłego Bartka (17 l.) są zrozpaczeni. Nie zamierzają milczeć o tym, co spotkało ich ukochanego syna. Nastolatek umierał, a w tym czasie karetka woziła go od szpitala do szpitala. Trwało to 10 godzin i zakończyło się tragicznie dla nastolatka.


foto: Facebook 

Bartek od niedzieli źle się czuł. Bolała go głowa i oko, miał także gorączkę. Lekarz, po konsultacji online, zalecił antybiotyk. Poprawa jednak nie nastąpiła i w środę, 29 kwietnia, 17-latek już się nie obudził. Miał czynności życiowe, ale był nieprzytomny.


O godzinie 8.00 rano rodzice Bartka wezwali karetkę. Ratownicy zmierzyli chłopcu temperaturę, która wynosiła 41 stopni. Nastolatek miał podkurczone ręce informuje jego mama. Medycy uznali, że może być to koronawirus. Poszli więc do karetki, żeby przebrać się w kombinezony. Zajęło im to około pół godziny. Następnie przenieśli chorego do karetki. Jak relacjonuje mama 17-latka cała akcja trwała niemal godzinę. Bartek został zawieziony do zgorzeleckiego szpitala, jednak tam, nie został przyjęty. Na parkingu szpitala chłopiec został zaintubowany. Zapadła decyzja o przewiezieniu go do szpitala w Bolesławcu. Tam Bartkowi pobrano krew do badań pod kątem koronawirusa oraz wykonano tomografię komputerową. Wykazała ona, że 17-latek ma ropnia środczaszkowego i konieczna jest operacja. Nastolatka przewieziono do szpitala w Legnicy. Jak podaje rodzina chłopca, trafił on na stół operacyjny o godzinie 18.00, a więc 10 godzin po wezwaniu karetki. 1 maja 17-latek umiera. Rodzice Bartka są przekonani, że mógłby on żyć, gdyby przez tyle godzin nie wożono go między szpitalami. 


Bliscy zmarłego tę dramatyczną sytuację opisali w Internecie. Gdy Bartek trafił na stół operacyjny jego stan był bardzo ciężki. 

„Bartek dopiero o godzinie 18.00 trafia na stół operacyjny…
Lekarze stwierdzają że jest… tragicznie… ma uszkodzony ośrodkowy układ nerwowy, obrzęk mózgu, lekarz mówi, że jedyne co gorszego może go spotkać to zgon…
I teraz należy tu nadmienić, że Bartek jest w szpitalu sam, nie ma przy sobie nikogo bliskiego. Dlaczego? Bo przecież jest podejrzenie koronawirusa … I rodzina została objęta kwarantanną… czy to można zrozumieć… czy procedury tak zamykają czujność medyków, że nie potrafią zaobserwować, że jedynym objawem który można by podpiąć pod koronawirusa była gorączka?


Jest czwartek rano, telefon do zgorzeleckiego sanepidu, Pani z którą jest rozmowa znosi kwarantannę dla rodziców… godzina 15.00 lekarz z Legnicy dzwoni i informuje, że wynik badania na koronawirusa jest ujemny… rodzina ma zielone światło, a Bartek zostaje przeniesiony na OIOM…

Rodzina od razu jedzie do Bartka, a tam lekarz mówi, że muszą się z nim pożegnać, bo stan jest nadal krytyczny… Ale nie odbiera nadziei…

W drodze powrotnej mama Bartka dostaje telefon ze zgorzeleckiego sanepidu, że wynik badania na koronawirusa wykonanego w Bolesławcu jest pozytywny !!!! Ale jak to ? Dwa badania w tym samym dniu i dwa różne wyniki ? Pani z sanepidu z powrotem nakłada na rodzinę kwarantannę…

Bartek zostaje znowu odizolowany…

Dnia 01.05 Bartuś umiera”.

Renata Zalewska-Ociepa
źródło: politywatory.com/Fakt

Komentarze