Zostaw sny i zacznij żyć – Łukasz Łyczkowski

Nasz przemysł muzyczny nie ma nic wspólnego z szukaniem szczerej formy sztuki. Jest fabryką postaci wylewanych z foremki, które mają być klonami tego, co jest na rynku zachodnim. Bardzo ubolewam, że nie ma w tym ambicji i artyzmu. Korporacyjne myślenie przygniotło to, co jest najważniejsze w muzyce i uciekłem z tego świata. mówi Łukasz Łyczkowski, były uczestnik programu ,,The Voice of Poland”.

W.L.: Śpiewasz od 19 r.ż. Odniosłeś sukces w programie ,,The Voice of Poland” zajmując drugie miejsce.  Zarówno jurorzy, jak i publiczność bardzo pozytywnie ocenili Twój talent i osobowość. Kiedy odkryłeś w sobie potrzebę artystycznej twórczości?

Ł.Ł.: Gdy wychodziłem ze szkoły po maturze moi koledzy z klasy nie wiedzieli, że śpiewam. Byłem strasznie zakompleksiony. Wcześniej bawiłem się w rapowanie, zachłysnąłem kulturą hip-hopu. Byłem zawieszony i rozdarty pomiędzy tymi dwoma światami – rock and roll, czy hip hop, który buntował się przeciwko rzeczywistości. Później niestety wygasł w nim bunt i wciągnęła go mamona. W wieku 9 lat chciałem zaśpiewać w przedszkolu. Będę miał teraz spotkanie w bibliotece, to przypomną mi o tym, że zwiałem ze sceny albo zemdlałem – już nie pamiętam. 



W.L.: ,,(…) mówią mi: weź się w końcu zmień
wybierz światło, a nie cień
zostaw sny i zacznij żyć
a ja nie wiem jak...”.
  śpiewasz w jednej ze swoich piosenek. Czy słowa piosenek, które prezentujesz publiczności dotyczą Twoich osobistych przeżyć?

Ł.Ł.: Śpiewam tylko rzeczy, które dotykają mnie osobiście. Bezmyślne tworzenie tekstów, aby pasowała fraza, jak w papce, którą próbuje karmić nas radio nie jest w mojej muzyce możliwe. Każde słowo musi mieć sens i uzasadnione pokrycie z moim życiem. Identyfikuję się z piosenką ,,Nie wiem jak”, bo jest bardzo osobista, wręcz tak, że nie chciałem jej wydać na płycie. Wszystkie teksty są wyłącznie moje i dotyczą autentycznych przeżyć. 

W.L.: Pracujesz w Domu Pomocy Społecznej w Tursku, jako terapeuta zajęciowy. Wybór tak pięknej, a jednocześnie naznaczonej trudnościami drogi zawodowej był przypadkowy, czy odczuwałeś już wcześniej potrzebę zostania zawodowym ,,pomagaczem”? 

Ł.Ł.: Od dziecka miałem smykałkę do tego, żeby dogadywać się z ludźmi. Lubię ,,swojskość", czasy minione i może dlatego posiadam umiejętność dogadywania się z osobami starszymi. Wybór takiej drogi zawodowej pozwalał mi też na spełnianie się muzyczne. Po maturze zacząłem ciężką, fizyczną pracę na budowie. Obiecałam sobie wówczas, że tak nie będzie wyglądać moje życie. Nie będę jak robot wykonywał tych samych czynności. Chciałem, aby praca nie była tylko zajęciem, ale też posługą. Obecnie funkcjonuję w dwóch, uzupełniających się wzajemnie światach. Jestem terapeutą, który prostuje losy, daje uśmiech, swoją witalność przekazuje podopiecznym, a po godzinie 15 zakładam skórę i jestem rockowcem, tylko takim zorganizowanym i mocno stąpającym po ziemi, bo ogarniam wszystko, co jest związane z zespołem. 



W.L.: Jak zrodziły się Twoje ideały? 

Ł.Ł.: To jest chyba kwestia wychowania i tego, co przekazują rodzice. Mam szczęście posiadania obojga rodziców i są niesamowici. Od dziecka wpajali mi, że nie można odwracać się plecami do innych. Kiedy komuś coś ofiaruję – dobrze mi z tym. Wiąże się to nie tylko z budowaniem własnego ego, ale też z poczuciem spełnienia. Leczę w ten sposób samego siebie. Moi podopieczni często myślą, że to ja ich terapeutyzuję i działam pozytywnie. Nie mają pojęcia, że bezwiednie dają mi to samo. 

W.L. Cieszy Cię budowanie struktur dobra wokół siebie...

Ł.Ł. Jest tyle wokół nas jadu, zapalczywości, zazdrości. Tym bardziej teraz trzeba po prostu wysyłać te dobre wibracje. Nadszedł bardzo smutny czas, jesteśmy podzieleni. Chciałbym, żebyśmy wrócili do korzeni człowieczeństwa. 

W.L.: Twoje usposobienie i to, co teraz powiedziałeś przywodzi mi na myśl piosenkę ,,Moja i Twoja nadzieja” nagraną w 1997 r. przy okazji ,,Powodzi tysiąclecia”, aby pomóc powodzianom. Słuchając jej patrzyłam na twarze występujących artystów: Czesława Niemiena, Kasi Nosowskiej, Edyty Bartosiewicz, Grzegorza Markowskiego i widziałam ludzi autentycznie otwartych na innych. 

 Ł.Ł.: Wiesz, przyglądałem się tej sytuacji ,,Muzycy przeciwko nienawiści" przy okazji tragedii zamachu na prezydenta Gdańska i już nie wyczuwałem tej szczerości. Miałem dylemat, czy włączać się w to, czy nie i po prostu zrezygnowałem. Uważam, że teraz więcej jest w nas pozy, nakładania masek. Wtedy intencje były bardziej ,,czyste". Widzę tamte lata, jako mniej skalane marketingowym myśleniem o sobie. 


W.L.:  W programie ,,The Voice of Poland” widzowie mieli okazję zobaczyć Cię nie tylko na scenie, ale też w pracy zawodowej. Prowadziłeś zajęcia ze swoimi podopiecznymi bardzo szczerze i spontanicznie. W jaki sposób podchodzisz do pracy z osobami starszymi i niepełnosprawnymi?

Ł.Ł.: Wymieniłaś cechy, na których bazuję. Zacząłem pracę w wieku 19 lat, kiedy poszedłem na staż do DPS-u i zostałem. Przez 15 lat nabrałem doświadczenia ucząc się na własnych błędach, obserwacji. Staram się nie być książkowym, banalnym terapeutą czytającym podopiecznego, jako wzór charakterologiczny, do którego trzeba zastosować wybraną formę terapii. Podchodzę do człowieka bardzo intuicyjnie, indywidualnie. Nie lubię działać sztampowo. W tej pracy sukcesy nie zawsze są widoczne. Nie zawsze można wyprostować pogmatwane ludzkie losy, ale przynajmniej się staram. Najważniejsze to nie działać rutynowo i ciągle pracować nad tym, żeby się nie wypalić.  

W.L.: Co robisz, żeby się nie wypalić?

Ł.Ł.: Myślę, że ta druga twarz rockmana i koncerty pozwalają mi wykrzyczeć z siebie emocje. Każdy koncert to dla mnie swoiste katharsis, gdzie mówiąc w przenośni obnażam się przed ludźmi, a oni przede mną. To jest mi potrzebne, żeby później wrócić do stanu równowagi i wyjść do tego świata, w którym jestem terapeutą. 

W.L.: Podobno cenisz takie gwiazdy, jak Jim Morrison, Kurt Cobain, czy Janis Joplin, które jednak zostały zapamiętane, jako życiowi straceńcy poprzez nałogi i destrukcję. Można powiedzieć, że odniosła ona w ich przypadku zwycięstwo. Jim Morrison napisał w jednym ze swoich poetyckich tekstów: ,, (…) Miałem rozdzierający ból głowy, z którego powstała moja przyszłość ". Jak fatum, nad którym nie sposób zapanować. Co może inspirować człowieka z pasją i oddaniem pomagającego ludziom w osobowościach żyjących głównie dla idei sztuki, balansujących nad przepaścią?

Ł.Ł.: Zachłyśnięcie się tak zwanym ,,Klubem 27" minęło mi wraz z wiekiem. Dziś Jestem 34-letnim mężczyzną. Wtedy byłem młodym człowiekiem, który zainspirował się destrukcją muzyki rockowej. Źle to na mnie wpłynęło, ponieważ wybierałem ciemność, a nie światło. Po jakimś czasie to wszystko w sobie przepracowałem. Dziś imponują mi osoby, czy idole, którzy potrafią i chcą odważnie zaakceptować rzeczywistość. Dalej stoją na na scenie prosto przyjmując razy od życia. Nie jestem już tym Łyczkiem, któremu imponowała destrukcja, a co za tym idzie cierpienie bliskich.W jednej z pieśni na albumie ,,Korzenie” zaśpiewałem: ,, (…) Ja wybieram życie. Chcę spróbować jeszcze raz". Chcę się zestarzeć z gitarą, mieć przyprószone, siwe włosy i śpiewać do końca swoich dni tak, jak one będą mi dane, a nie spalać się teraz i przyśpieszać ten proces. To imponujące, że ktoś po prostu trwa pomimo bólu egzystencjalnego. Destrukcja rockowego zatracania się, to iluzja, ciemność i smutek, a ja chcę żyć. Dobrowolna abdykacja z tego świata jest słabością. Wolę patrzeć z tej perspektywy, bo przecież jestem w tym rock and rollu i takie programowanie swojego myślenia daje mi to, że prowadzę siebie tak, jak trzeba. Z hasła sex, drugs and rock'n'roll wybieram rock and rolla.

W.L.: ,,Nie byłbym taki jaki jestem dzisiaj, gdyby nie moi podopieczni”. mówisz w programie ,,The Voice Of Poland”. Co zmieniło się w Tobie za sprawą ludzi, z którymi pracujesz? 

Ł.Ł.: Nauczyłem się pokory, zatrzymania i tego, że wszystko ma swój czas. Ci ludzie żyją wolniej niż my. Ich organizmy pracują wolniej. Mają dystans do świata. Jako pełen emocji nastolatek zderzałem się z ich rytmem życia. Uspokajali mnie. Kiedy wracałem do swojego świata, czułem się troszeczkę starszy. Nawet niektórzy zauważają, że zachowuję się, jak osoba w podeszłym wieku, ale mi jest tak dobrze, nigdzie się nie spieszę. Miałem wielki problem np. z odnalezieniem się podczas programu telewizyjnego ,,The Voice of Poland” w Warszawie, ponieważ to nie jest mój rytm życia i pośpiech całkowicie mi nie pasuje. Obserwując losy moich podopiecznych wiem, że nie można być pewnym tego, że jeśli przez chwilę powodzi się nam w życiu, to znaczy, że nie upadniemy. To pozwoliło mi przeżyć rozczarowanie po programie, w którym, jak krąży opinia osiągnąłem fenomenalny sukces. Sposób widzenia świata, jakiego nauczyłem się od moich podopiecznych pozwolił mi wrócić do rzeczywistości i zderzyć się z nią. Rozczarowanie zawsze powoduje załamanie, ale w tym przypadku spowodowało, że trzymam gardę wysoko.


W.L.: Skąd pojawiło się rozczarowanie?

Ł.Ł.: Ponieważ obiecywano mi bardzo wiele m.in. opiekę. Słowa nie dotrzymano w wielu sytuacjach. Zaraz po końcowych napisach musiałem liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Rozczarowałem się rynkiem muzycznym. To jest wadą show-biznesu, że przedstawiając wielkim koncernom płytowym materiał zbudowany na szczerości, można być praktycznie pewnym, iż nie będzie nikomu potrzebny. Ludzie, którzy w tym momencie rządzą polskim show-biznesem myślą innymi kategoriami. Nasz przemysł muzyczny nie ma nic wspólnego z szukaniem szczerej formy sztuki. Jest fabryką postaci wylewanych z foremki, które mają być klonami tego, co jest na rynku zachodnim. Bardzo ubolewam, że nie ma w tym ambicji i artyzmu. Korporacyjne myślenie przygniotło to, co jest najważniejsze w muzyce i uciekłem z tego świata. Wróciłem do tego, co robiłem zawsze, czyli do grania koncertów i w ten sposób szerzenia grona swoich odbiorców. To jest moja jedyna droga – trudna, ale szlachetna. Mam taką taktykę, na której tracę, że nie potrafię się podlizywać i w żadnym wypadku nigdy nie kupuję w ten sposób uwagi. Posiadam też pewną zaletę, choć w świecie show-biznesu wadę: mówię to, co myślę i nie zrobię niczego wbrew swoim zasadom. Chcę grać czystego rock and rolla, choć dla niego nie ma miejsca. Mami się ludzi głupią, mechaniczną muzyką po to, żeby nie myśleli, nie czytali między wierszami.

W.L.: Miałam takie wrażenie, gdy zobaczyłam Cię w programie, że byłeś jakby wyjęty z innego formatu rzeczywistości.

Ł.Ł.: To prawda. Nasuwa się pytanie, co ja tam robiłem? Otóż był to akt desperacji. Przez 15 lat uczciwego grania zespół był w tak zwanej agonii koncertowej. Poszedłem do programu, jako ,,wysłannik”. Cel miał uświęcić środki. Nie było szans, żeby naturalność mogła do końca wygrać. Bardzo się męczyłem (śmiech). Nie umiem się śmiać i mówić tego, co ,,trzeba” na zawołanie. Miałem w głowie piosenkę ,,Elektrycznych Gitar” – ,,I co ja robię tu”. Byłem tam, nie wyrzekam się tego, nie wstydzę swojej postawy i nie żałuję, bo chyba pokazałem coś, co jest zupełnie obce w tego typu talent show. Nie próbowałam kreować się, tworzyć pozy. Tylko ze swoich wykonań nie jestem zadowolony. W zasadzie rzadko jestem z nich zadowolony. Ubolewam, że musiałem zaśpiewać wielkich mistrzów i zrobiłem to nieporadnie. Ale to już jest moje subiektywne odczucie.

W.L.: Czasami szczerość bywa strategią. W moim odbiorze jednak, nie posługujesz się prawdą, lecz nią żyjesz.

Ł.Ł.: Wkurzam się na sytuacje, w których ktoś kombinuje. Nienawidzę słownych gier. Urąga mi, kiedy ktoś chce mną manipulować. Często piszę w moich piosenkach i cały album jest w zasadzie o tym, że staram się przez życie przejść szczerze. Nie jestem idealny i muszę nad tym pracować, ale staram się nie grać i nie zakładać masek.

W.L.: Jakie są Twoje plany muzyczne?

Ł.Ł Powalczyć o album ,,Korzenie”. Mam piękną armię ,,czarnych aniołów”, czyli muzycznych fanów terrorystów, którzy zawsze torpedują listy przebojów moją muzyką. Plany są takie: uczcić 15-lecie zespołu ,,5 rano”. Chciałbym też zaaranżować akustycznie nasze utwory, wydać płytę jeszcze bardziej szczerą i nieskażoną po ,,The Voice of Poland”. Poprzednia musiała być reperkusją ostatnich wydarzeń. Nowa płyta musi być albumem całkowicie wolnym od jakichkolwiek oczekiwań.

W.L.: Kiedy śpiewasz, słyszę w Twoim głosie pogodę, lekkość i pozytywne nastawienie do świata. Czy są to również cechy Twojej osobowości?

Ł.Ł.: Chyba dzisiaj mam dobry dzień, bo właściwie jestem strasznym cholerykiem. Czuję złość na ten świat. Szukam spokoju w lesie, spotykając się ze starszymi ludźmi. Bywam niespokojnym duchem. Dzisiaj jestem już po koncercie, z mamą i tatą. Idę na spacer z psem. Nie będę dziś rockmanem. Wprowadzam się też na nowe mieszkanie, więc będę planował, jak podłączyć kuchenkę gazową. Jako muzyk mam dwie lewe ręce do praktycznych rzeczy i moja druga połowa musi się z tym borykać, ale fantastycznie mnie ,,czyta” i często to ona przejawia cechy praktyczne.

W.L.: Czyli będziesz po prostu ,,tu i teraz”?

Ł.Ł.: Kiedyś żyłem wyłącznie marzeniami, przeszłością i teraźniejszość przelatywała mi przez palce. Byłem nieskupiony i nie doceniałem dobrych chwil, głupich, małych, pięknych rzeczy. Tak, będę obecny w tej chwili.

Rozmawiała: Weronika Ladra