Twierdził, że nazywa się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz

Mokotowscy policjanci zatrzymali 30-latka podejrzanego o kradzież rozbójniczą, której się dopuścił w jednym ze sklepów przy ul. Sikorskiego w Warszawie. Nietrzeźwy mężczyzna chciał kupić alkohol oraz papierosy, ale nie miał czym zapłacić. Zabrał więc z lady garść batonów i chciał z nimi uciec. Kiedy sprzedawca usiłował go powstrzymać, ten szarpał się z nim, gryzł go i drapał po twarzy. W obezwładnieniu napastnika pomogli pracownicy ochrony z pobliskiego budynku. Chwilę później przyjechali policjanci. Mężczyzna oświadczył, że nazywa się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz i żadnych innych danych nie poda. Trafił do policyjnego aresztu. Grozi mu kara do 10 lat więzienia.

foto: policja

Jak ustalili policjanci, mężczyzna przyszedł do jednego z osiedlowych sklepików sieciowych 10 minut przed 18:00. Jak się po chwili okazało, klient był nietrzeźwy, dlatego pracownik sklepu odmówił mu sprzedaży alkoholu. Nie spodobało się to 30-latkowi. Wtedy zażądał sprzedaży paczki papierosów. Nie miał jednak czym za nie zapłacić. Twierdził, że chciał to zrobić telefonem, który niestety się rozładował. Po dwóch nieudanych próbach zrobienia zakupów, mężczyzna zgarnął stojące na ladzie pudełka z batonami  i wybiegł ze sklepu.

Sprzedawca wybiegł za nim, po czym złapał go za bluzę. Mężczyzna wyrwał się i zaczął się szarpać. Ugryzł pracownika sklepu i podrapał po twarzy, po czym oboje wywrócili się na chodnik. Wtedy z pomocą przyszli pracownicy ochrony z sąsiedniego budynku. Pomogli obezwładnić agresywnego klienta. Na miejsce zostali wezwani policjanci, którzy zatrzymali nietrzeźwego i agresywnego mężczyznę. Odebrali mu też skradzione wcześniej batony.

Mężczyzna odmówił podania swoich prawdziwych danych personalnych. Twierdził, że nazywa się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, a policjanci nie mają żadnych praw, aby go zatrzymywać. Mimo protestów został przewieziony do policyjnego aresztu. Policjanci ustalili też jego dane osobowe. 30-latek już usłyszał zarzuty kradzieży rozbójniczej. Prokurator zastosował wobec niego środek zapobiegawczy w postaci policyjnego dozoru. Grozi mu kara do 10 lat więzienia.

podkom. Robert Koniuszy/rm

Komentarze