Guz mózgu zabija Mateusza. Czas na ratunek do 27 kwietnia

W Polsce nigdy nie uratowano dziecka ze wznową guza mózgu NSGCT. W Stanach Zjednoczonych tak! 13 lutego dowiedzieliśmy się, że markery nowotworowe rosną i guz dał przerzuty. Teraz przy wznowie, szanse na wyleczenie w Polsce są równe zeru! Życie naszego dziecka wyceniono na 4 miliony złotych. Nie mamy innego wyjścia, dlatego wołamy o ratunek!

foto: siepomaga
Mateusz ma dopiero 10 lat, a w jego głowie tyka bomba. Wszystko jest nie tak, jak chcieliśmy. Już prawie udało się lekarzom zwalczyć guza, rokowania były bardzo dobre i wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. 13 lutego na nowo zawalił nam się świat. Musimy wyjechać – teraz, kiedy wszystkie granice zamknięte, musimy dotrzeć do lekarzy, którzy potrafią uratować życie naszego dziecka. Operacja w Stanach Zjednoczonych to w tej chwili jedyna szansa dla Mateusza!


W oczach naszego dziecka widać już tylko smutek. On wie, że choroba wygrywa, mimo że tak dzielnie walczył. Od roku onkologia to jego codzienność. Nigdy nie zadawał pytań, poddawał się zabiegom i badaniom. Mateusz wierzył, że jeżeli zaciśnie zęby, to wkrótce wróci na stałe do domu, do szkoły, do braciszka i kolegów. Teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania…
Terapia kosztuje ogromne pieniądze! Bez Was nie damy rady. Mamy tylko 2 tygodnie, by zebrać środki, zarezerwować specjalny lot i wyruszyć w podróż po życie! Lekarze w USA są pełni optymizmu, bo już wiele razy radzili sobie z takimi przypadkami.


Wszystko zaczęło się 13 maja 2019 roku. Mateusz w szkole nagle poczuł się źle. Bardzo bolała go głowa i zaczął wymiotować. Kiedy nauczyciele stracili z nim kontakt, kiedy przestał odpowiadać na zadawane pytania, wezwali karetkę. Badania Mateusza nie wykazywały nic niepokojącego, dopóki nie przyszyły wyniki z tomografu komputerowego. Wynik był straszny. Okazało się, że w głowie Mateusza znajdował się guz wielkości cytryny!
Następnego dnia został przewieziony kartką do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam podjęto decyzje o natychmiastowej operacji wstawienia zastawki, ponieważ na skutek guza wtórnie powstało wodogłowie, które zagrażało jego życiu. Po operacji lekarze nie byli w stanie Mateusza wybudzić. Wpadł w hiponatermię. Leżał na oddziale intensywnej terapii, a nam rodzicom pękały serca z rozpaczy. W każdej chwili mogliśmy go stracić!


Kilka godzin wcześniej zwyczajnie szedł do szkoły, a teraz ocierał się o śmierć! Nie mogliśmy w to wszystko uwierzyć, że tam na łóżku walczy o wszystko nasz mały synek. Lekarzom udało się ustabilizować wszystkie parametry i Mateusz odzyskał przytomność. Wtedy pierwszy raz otworzyły się przed nami drzwi dziecięcej onkologii, za którymi pozostajemy do dzisiaj. 
W tamtej chwili myśleliśmy, że nic gorszego od chwil na OIOMie nie może nas już spotkać. Myliliśmy się. Na oddziale zaczęły spływać do nas najgorsze informacje...
Mateusz ma guza złośliwego, który rośnie w III komorze mózgowej. Czekało go długie i ciężkie leczenie. Podjęliśmy walkę. Najpierw była uciążliwa i przykra chemioterapia, a potem długa radioterapia. Wszystko okupione bólem, strachem i wielką tęsknotą za domem. Mateusz znosił leczenie dzielnie, choć choroba odbierała mu siły. Wierzył, że jeśli tyle z siebie da, będzie wreszcie zdrowy!


W jego główce została tylko niewielka zmiana resztkowa, która była zwłókniała i niezdolna do podziału. Lekarze byli niemal pewni, że wyleczyli Mateusza. Niestety, 13 lutego usłyszeliśmy od lekarzy najgorsze słowo, jakiego się obawialiśmy – JEST WZNOWA!
Lekarze powiedzieli nam wprost – nikt w Polsce jeszcze nie wyleczył wznowy takiego nowotworu. Tutaj nie ma już dla Mateusza żadnych szans! Opisaliśmy naszą sytuację lekarzom z USA. Przesłaliśmy dokumenty medyczne i rezonanse. Lekarze są pełni optymizmu i uważają, że są w stanie wyleczyć Mateusza. Jedyna szansa na leczenie to klinika w USA!


Zostawiliśmy już prace i wszystko, czym się do tej pory zajmowaliśmy. Wszystkie posiadane środki finansowe złożyliśmy na konto leczenia Mateusza, a w zbiórkę środków angażuje się też nasza cudowna rodzina, która nas wspiera od pierwszego dnia choroby. Niestety, zebrane środki to zaledwie kropla w morzu kosztów leczenia. Dlatego prosimy o pomoc. Bez Was nie damy rady – nie zdążymy. Pomóżcie nam uratować naszego synka.
Rodzice


Komentarze