W wyniku pożaru stracili cały dobytek swojego życia



W nocy z 9 na 10 października 2019r. wybuchł pożar w wyniku którego spłonął budynek wraz ze znajdującymi się w środku zwierzętami. Cudem rodzina przeżyła, ale utracili swoje główne źródło utrzymania i znaczną część dobytku.


foto: zrzutka


Justyna i Piotr po ślubie zamieszkali w Olsztynie. Niedługo urodził im się Franek. Czuli jednak, że tak duże miasto nie może być ich miejscem na ziemi. Piotr widział przyszłość w prowadzeniu gospodarstwa, Justyna, z początku niechętna, zaczęła coraz śmielej wyobrażać sobie swoje życie na wsi.

Oglądali różne nieruchomości, ale dopiero po przyjeździe do Rzepisk, położonych kilka kilometrów od Augustowa, poczuli szybsze bicie serca. W 2016 roku postawili wszystko na jedną kartę. Zainwestowali wszystkie swoje oszczędności, pożyczyli pieniądze gdzie mogli i kupili stare gospodarstwo.

Piotr kilkanaście miesięcy remontował dom. Wciąż jednak brakowało środków (Justyna była w drugiej ciąży), brakowało na elewację i wykończenie. Skorupowie nie chcieli już dłużej czekać i wprowadzili się do wpół-wyremontowanego domu. W tym czasie urodził się drugi z synów - Antek. Narodziły się również nowe marzenia Piotra - o ekologicznym gospodarstwie, którego produkty służyć będą innym.

Skorupowie kupili kury i kozy. Piotr przy ogromnym wsparciu Justyny zrobił kolejny ważny krok, ukończył profesjonalny kurs serowarski i zaczął robić przepyszne kozie sery. Miał już w Augustowie swoich stałych klientów. Urodził się trzeci syn, Janek... Piotr sporo pracował nad serami, dużo testował, poszerzył gamę swoich wyrobów o nowe typy serów. Codziennie sam doglądał zwierząt, widział realne szanse na powiększenie gospodarstwa. – Wielkie plany dla wielkiej rodziny - mówili ich znajomi.

Sąsiadom zawdzięczają życie


W nocy do Skorupów przybiegli sąsiedzi. Obudzili ich krzykami i waleniem w drzwi –

Zawdzięczamy im życie. Spaliśmy, nic nie słyszeliśmy - mówi ze łzami w oczach Justyna. – Po wyjrzeniu przez okno widać było tylko ścianę ognia, dachówki na domu zaczęły już strzelać z gorąca… Byliśmy w szoku. Ubraliśmy dzieci, spakowaliśmy kilka rzeczy i wybiegliśmy z domu - wspomina Justyna.

Piotr przeżywa w środku. Więcej milczy i zabiera się do pracy. Trzeba odszukać pod resztkami konstrukcji martwe zwierzęta, sprzątnąć słomę, obejście.

...trudno myśleć nam o dalekosiężnych planach. Nie wiemy z czego będziemy żyć. Mamy jedną pensję, dzieciaki do wykarmienia, zimę za pasem i kredyt do spłacenia. Teraz skupiamy się na chwili obecnej i perspektywie najbliższych tygodni.


Ich Synowie również bardzo przeżyli pożar. Niespełna 6-letni Franek odliczał sekundy do przyjazdu straży pożarnej i błagał, żeby dzwonić ponownie, bo za długo nie przyjeżdżają (mimo, że straż była po 15 minutach). 2,5- letni Antek dużo płakał, a kolejnego dnia po pożarze chodził i powtarzał smutno:

„Nie ma domu zwierzątek, nie ma zwierzątek…”

Roczny Janek potrzebuje znacznie więcej tulenia i częściej wybucha płaczem. Justyna i Piotr tulą ile mogą-dzieci i siebie, tłumaczą chłopakom, że odbudują „domek dla zwierzątek” i przyprowadzą ich jeszcze więcej, ale tak naprawdę nie wiedzą jeszcze co zrobią, bo na ich koncie bankowym są niemal pustki...

W pożarze spłonęły zwierzęta: kozy, gęsi, kury, króliki i cielak, w sumie ponad 200 zwierząt. Wraz z budynkiem stracili też roczny zapas siana i słomy. Gospodarstwo nie było ubezpieczone.

Na początek potrzebują zapłacić za utylizację martwych zwierząt. Potem jakoś uprzątnąć pogorzelisko i przeżyć zimę.

Chcemy pomóc im do wiosny odbudować gospodarstwo i rozpocząć wszystko od nowa. Mówią, że nie chcą rezygnować z marzeń, ale na razie nie zostało im nic poza nimi.


Pomóżmy Piotrkowi i Justynie zbudować nowy "dom dla zwierzątek" i odzyskać utracone szczęście i spokój.


Tekst oryginalny/ materiał opublikowany grzecznościowo