Rozebrane dzieci w Rossmanie. Pracownicy Rossmana zarzucili im kradzież


 –  Córka płakała, powtarzała: „mamo, nic nie wzięłam!”. Sprzedawczyni rozmawiała z nami w pobliżu kas. Ludzie wchodzili i wychodzili ze sklepu, patrzyli na nas, słuchali – opowiada mama 9-latki. Kobieta zawiadomiła prokuraturę, że pracownicy sklepu bezpodstawnie oskarżyli dziecko o kradzież i doprowadzili do tego, że aby dowieść niewinności rozebrało się. Usłyszała w sądzie: „Dziecko się samo rozebrało. Jak pani córkę wychowała?”.
foto ilustracyjne

Było jesienne południe, 25 września 2018 r., początek roku szkolnego, kiedy to Laura, uczennica IV klasy podstawówki wybrała się z koleżanką do Rossmanna w warszawskiej galerii Pod Dębami. Wybierały się na„zieloną szkołę” i zamierzały zakupić kosmetyki, m.in. szampony. 


9-latki pomimo iż były w sklepie dwa razy, nie zrobiły zakupów. Za pierwszym razem oglądały towar spacerując po sklepie. Niezdecydowane wyszły i w międzyczasie udały się po szkolne przybory do sklepu papierniczego. Wróciły do Rossmanna i nie miały pojęcia, co ostatecznie wybrać. Gdy opuszczały sklep zostały zatrzymane przez ochroniarza, który poprosił poprosił je na zaplecze, gdzie„przejęły” je dwie panie sprzedawczynie. Dziewczynki musiały wszystko wyjąć z kieszeni i plecaków, zdjąć buty, kurtki i podnieść bluzki do góry. Panie nie wyjaśniły, dlaczego o to proszą i nie przeprosiły. Nastraszyły tylko dziewczynki: „Jeżeli coś ukradłyście, to przyjedzie policja i zabierze was do domu dziecka". 


Przestraszone dzieci zaczęły się rozbierać, aby udowodnić, że nic pod ubraniem nie ukryły. Zostały jedynie w samej bieliźnie. Wtedy jedna ze sprzedawczyń skierowała złośliwą uwagę do jednej z dziewczynek. Powiedziała jej, iż jest pulchna i może skryła coś „pod cycuszkami”. Przy dziewczynce nie znaleziono nic oprócz błyszczyka z wazeliny, którego używała. – Kupiłam go córce dwa tygodnie wcześniej, ale nie w tym sklepie. W ogóle nie w Rossmannie – mówi mama Laury. 


Roztrzęsiona dziewczynka wróciła do domu. Gdy jej mama, nauczycielka, wróciła wieczorem ze szkoły do domu witając mamę, która jest nauczycielką płaczem: – „Przysięgam na Pana Boga, że ja nic nie ukradłam, mamo! Ale pan mnie zatrzymał przy wyjściu i zaprowadził do tej kanciapki” – szlochała, a ja przerażona nie wiedziałam o co chodzi – opowiada mama dziewczynki. Córka opowiedziała, co się stało. – Usłyszałam od Laury, że panie zaczęły krzyczeć, kazały się rozbierać do bielizny, że obmacywały dziewczynki i złośliwie komentowały: „może ukryłaś coś pod cycukszami”. I że wysypały dziewczynkom wszystkie rzeczy z tornistrów – mówi mama 9-latki. Natychmiast poszła z dzieckiem do Rossmanna. 


 – Kierowniczka sklepu i ochroniarz rozmawiali z nami przy kasach. Córka płakała, powtarzała: „mamo, nic nie wzięłam!”. Ludzie wchodzili i wychodzili ze sklepu, patrzyli na nas, słuchali – przypomina sobie kobieta.


Kierowniczka sklepu wyjaśniała, że dzieci patrzyły w kamerę i dziwnie się zachowywały wzbudzając tym samym podejrzenia. Dlatego zostały przeszukane, lecz nic przy nich nie znaleziono. Nikt policji nie wzywał ani nie poinformował opiekunów prawnych, czy  rodziców.

 – W końcu poprosiłam o pokazanie nagrania z monitoringu – nadmienia. – Widać na nim, że dziewczynki spacerują po sklepie, trochę jakby bez celu, oglądają różne rzeczy, wracają w to same miejsce. Ochroniarz powiedział, że widać na nagraniu, że sprawdzają, gdzie nie ma kamer. Uważam, że to absurd. Ja czegoś takiego się w tym nagraniu nie dopatrzyłam. Na drugim nagraniu widać, że moja córka zdejmuje coś z półki, nie widać, czy odkłada z powrotem, potem dalej chodzi po sklepie. To przy tym drugim wyjściu dziewczynek ze sklepu zatrzymał je ochroniarz – relacjonuje mama Laury.


„Wie pani, trzeba pilnować dziecko. Bo różnie bywa. Teraz nic nie wzięła, ale następnym razem może wziąć” - mówiła kierowniczka sklepu. I że ona wiele lat pracuje w Rossmannie, to wie, że dzieci z najświętszych domów, to najwięksi złodzieje – mówi mama dziewczynki. – Jestem nauczycielką i wiem, że dzieci potrafią się różnie zachować w domu i poza nim. Wierzyłam córce, ale poszłam do sklepu się upewnić, że na pewno mówi prawdę, że nic przy niej nie znaleziono. Strasznie mi wstyd do dziś. Bo z nerwów zaczęłam krzyczeć na córkę w Rosmannie, przy ekspedientkach i ochroniarzu: „na pewno nic nie wzięłaś, na pewno?!” – przypomina kobieta. – Aż sprzedawczyni powiedziała: „Nie, my nic nie znaleźliśmy”. 


Mama dziewczynki trzy dni później zawiadomiła policję. – Poszłam na komendę przy ul. Jagiellońskiej. Dochodziła godz. 16, policjantka już pakowała torbę, szykowała się do wyjścia. Nie przyjęła ode mnie zawiadomienia. Usłyszałam, że „Dziecko samo się rozebrało, to nie ma przestępstwa. A co, jak podejdzie do córki facet na ulicy i powie, żeby się rozebrała, to się rozbierze? Jak pani dziecko wychowuje? Pomyślunku trochę kobieto. Stara, a głupia”. Policjantka dodała jeszcze, że przespałam trzy dni. Jak upierałam się, że chcę złożyć zeznania, zaczęła googlać w internecie i wyszła. Wróciła i powiedziała, że zadzwoniła do prokuratora generalnego i on powiedział, że to umorzy. Zapytałam: „Do prokuratora generalnego? To znaczy, że zadzwoniła pani przed chwilą do Ziobry, tak?” – relacjonuje mama dziewczynki. 


 – Wtedy, z tego komisariatu, zadzwoniłam na 997 i powiedziałam, że nie chcą ode mnie przyjąć zeznań. Policjant, który miał dyżur powiedział, żebym w takim razie pojechała na komisariat na Białołękę, że uprzedzi tamtejszych policjantów, że przyjadę. Tam już bez problemu przyjęto ode mnie zeznania – mówi kobieta.

Policja skierowała sprawę do prokuratury, która odmówiła wszczęcia postępowania tłumacząc, iż „dziecko samo się rozebrało”.  Wówczas mama Laury poszła do prawnika. Do sądu złożyła zażalenie na postanowienie prokuratury, którym było odmówienie wszczęcia dochodzenia. – Zaskarżyliśmy tę decyzję, uzasadniając, że w prokuraturze błędnie uznano, że nie doszło do nietykalności cielesnej małoletniej. W rzeczywistości ekspedientki sklepu Rossmann dopuściły się czynności zbliżonej do przeszukania bez zgody pokrzywdzonej – wyjaśnia mecenas Michał Fertak reprezentujący mamę Laury. Dopowiada - Wskazywaliśmy, że w takiej sytuacji powinno dojść do wszczęcia postępowania. Przestępstwo naruszenia nietykalności cielesnej jest ścigane z oskarżenia prywatnego, ale w tej sytuacji istniały podstawy do jego wszczęcia z uwagi na występujący w sprawie interes społeczny. Poza tym same okoliczności zdarzenia podawane przez pokrzywdzoną wskazują na możliwość prowadzenia postępowania pod kątem odpowiedzialności za znęcanie się psychiczne i fizyczne nad osobami nieporadnymi ze względu na ich wiek (art. 207 par. 1a k.k.). 


 – Niezależnie od tego, jak to się dalej by potoczyło, to już na tym etapie odmówić wszczęcia postępowania i nawet nie przesłuchać osób? Mimo że uzyskane zostały namiary na wszystkie osoby – na kierownika sklepu, sprzedawczynie? – mówi zdziwiony adwokat. – Prokurator zlecając te czynności policji, poprosił o ich przeprowadzenie, a potem postanowił odmówić wszczęcia postępowania. A przecież nie wiemy, co się stało z naszym kilkuletnim dzieckiem na zapleczu w sklepie. Ktoś z nim tam poszedł, pod jakimś zarzutem. I nawet jeśli dziecko samo się rozebrało, to jest to sytuacja niedopuszczalna. Przez kilka tygodni od sytuacji w Rossmannie Laura nie chciała spać sama, na noc przychodziła do łóżka mamy. Zaczęła kompulsywnie objadać się. – I mówić, że to jej wina, że tak się zachowywała w sklepie, że sprowokowała ochronę. I że przeczytała w internecie, że dzieci nie mogą same robić zakupów, bo za to ich rodzice mogą pójść do więzienia, a one same do domu dziecka – mówi mama dziewczynki. 


Mama Laury poza złożeniem zażalenia na prokuraturę postulowała 50 tys. zł odszkodowania od Rossmanna. Pisma wysłane do sieci sklepów przez nią i jej adwokata pozostały bez odpowiedzi. Adwokat Michał Fertak informuje, iż na wezwanie do zapłaty żadnej odpowiedzi nie otrzymał: – Choćby wskazania, że grupa odmawia zapłaty i nie poczuwa się do winy. Nikt też z sieci sklepów nie starał się rzeczowo wyjaśnić pokrzywdzonej okoliczności tego zdarzenia, w szczególności zaś przyczyn, dla których w sytuacji podejrzenia dzieci o kradzież produktów ze sklepu nie skontaktowano się z opiekunami dzieci - tłumaczy. 


Sprawa znalazła się w sądzie. Postępowanie jednak umorzono. Sędzia powiedział, iż „dziecko samo się rozebrało”. Dorzucił jeszcze: „Dziecko samo się rozebrało? Jak pani córkę wychowała?”.
 – Obecnie jesteśmy pod opieką psychologa i dietetyka, ponieważ córka ma duże problemy –  żali się kobieta. Nie jest pewna, czy nadal powinna kontynuować tę sprawę. Chciałyby już o tym wszystkim razem z córką  zapomnieć. 

Do redakcji trafiło następujące oświadczenie od rzecznik prasowej Rossmanna: "Materiały z monitoringu zostały przekazane policji, z którą od początku współpracowaliśmy. Z tych materiałów oraz zebranych przez nas informacji jednoznacznie wynika, że zachowanie naszych pracowników było prawidłowe (w tym np. dziewczynki cały czas były w ubraniach). Prawdopodobnie na tej podstawie prokuratura podjęła decyzję o niewszczynaniu postępowania karnego przeciwko naszym pracownicom i ochronie, a sąd podtrzymał jej decyzję.
Jedynym błędem ze strony naszych pracownic było niewezwanie na miejsce policji, co zgodnie z naszymi procedurami powinny były zrobić. Nasze pracownice tłumaczyły to naruszenie subiektywnie pojętym dobrem dzieci".

źródło: kobieta.onet.pl