Guz mózgu i ostatnia szansa na życie



Jeszcze nigdy upływający czas nie wydawał się tak straszny. Życie Julki gaśnie na naszych oczach, nowotwór sięga po coraz więcej. Na początku roku lekarze wykryli w jej główce złośliwego i nieoperacyjnego guza pnia mózgu. Chemioterapia, radioterapia – nic nie działa! W Polsce metody się wyczerpały i, jeśli tu zostaniemy, nasze dziecko po prostu umrze.


foto: siepomaga



Znaleźliśmy klinikę w Niemczech, która specjalizuje się w tego rodzaju guzach. Od razu zabraliśmy tam Julcię i po czterech miesiącach widzimy, że było warto. Guz zmniejszył się o 25%! Żeby ratować naszą córeczkę, musimy kontynuować leczenie. Aby tak było, trzeba za nie zapłacić ogromne pieniądze. Prosimy Cię, bądź z nami i pomóż nam ratować Julkę!

Nasz dramat rozpoczyna się na samym początku tego roku. 2 stycznia dostajemy dramatyczny telefon ze szkoły – Julkę zabrała karetka pogotowia. Okazuje się, że dzieci zauważyły, że córeczka zaczęła nagle chodzić slalomem, przestała panować nad własnym ciałem. Dodatkowo – zaczęła zezować. W pierwszym szpitalu badania nie wykazują większych nieprawidłowości, dlatego lekarze kierują nas na dalszą diagnostykę do innego szpitala. Dopiero tam zapada diagnoza – kilkucentymetrowy guz pnia mózgu. Z czasem potwierdza się najgorszy scenariusz. Guz jest nieoperacyjny i bardzo złośliwy.



Karetka od razu zabiera Julcię do szpitala w Szczecinie, na oddział onkologii. W ciągu tych killku godzin nasze życie całkowicie się zmienia. Nie ma już beztroskiego śmiechu naszej córeczki. Teraz jest strach i pytania z ust naszego dziecka – “Czy ja umrę?”, “Co to znaczy rak?”. Julka od razu rozpoczyna chemioterapię. Pękają nam serca na widok worków z chemią podłączonych do wenflonów na rączkach naszej córeczki. Julka przyjmuje łącznie dwa cykle. Kolejne nie mają sensu, ponieważ chemia nie działa. Rak niszczy coraz więcej – nasza córeczka przestaje chodzić i mówić. Mimo leczenia guz zwiększa się prawie dwukrotnie. Któregoś dnia zatrzymuje się serce Julki. Lekarzom cudem udaje się ją uratować.

Następnym krokiem jest radioterapia. Zwykle po zakończeniu chemii czeka się jakiś czas na radioterapię. W naszym przypadku nie ma jednak na co czekać. Julka może po prostu nie przeżyć kilku tygodni bez leczenia. W trybie przyspieszonym zostaje poddana 30 sesjom radioterapii. Niestety kolejny raz uderzamy głową w mur. Naświetlania również nic nie dają. Guz nie zmniejsza się ani o centymetr. Lekarze w Polsce mówią, że już nic więcej nie da się zrobić. Tutaj ratunku już nie ma, jest tylko śmierć…

Rozpaczliwie zaczynamy szukać ratunku. Wtedy dowiadujemy się o Dr. Herzog's Special Hospital w Niemczech, która zajmuje się guzami pnia mózgu. Bez chwili namysłu wysyłamy tam dokumentację medyczną Julki. Dostajemy kwalifikację i w lutym rozpoczyna się leczenie. Wreszcie wraca do nas nadzieja! Guz zmniejsza się o 25% – wreszcie leczenie działa! Stan naszej córeczki się poprawia, Julka zaczyna przypominać siebie sprzed choroby. Leczenie trzeba jednak kontynuować, ale żeby tak było, najpierw trzeba zapłacić. Kolejny cykl zaczynamy już 8 lipca. Do tego czasu musimy mieć przynajmniej część kwoty.

Otrzymaliśmy ostatnią szansę i dobrze wiemy, że jeśli jej nie wykorzystamy, to kolejnej nie będzie. Bez leczenia będziemy świadkami powolnej i bolesnej śmierci naszego ukochanego dziecka.



–Rodzice Julki