Tajemnicza śmierć Grażyny Kuliszewskiej. Nowe ustalenia


Grażyna Kuliszewska zaginęła 4 stycznia. 34-latka z Borzęcina w Małopolsce miała lecieć do Londynu, ale nie dotarła na lotnisko, nie nawiązała także kontaktu z rodziną. Ostatni ślad po kobiecie to jej rozmowa telefoniczna z siostrą, której powiedziała, że przenocuje z synem u ojca. Do ojca jednak nie dotarła. 4 stycznia nie pojawiła się również na lotnisku. Jej ciało, po prawie dwumiesięcznych poszukiwaniach, wyłowiono 28 lutego z rzeki Uszwicy niedaleko Borzęcina.


foto: Grażyna Kuliszewska

Nowe ustalenia w sprawie śmierci kobiety podał wynajęty przez jej męża prywatny detektyw. Poinformował on na swoim profilu społecznościowym, że podczas sekcji zwłok 34-latki ujawniono uszkodzenia czaszki. "Wstępne wyniki sekcji mogą wskazywać na uderzenie tępym narzędziem lub uderzenie głową o tępą krawędź innego przedmiotu. 


Tego typu obrażenia mogą świadczyć o nieszczęśliwym wypadku bądź celowym działaniu. (…) najbardziej istotną kwestią jest wyjaśnienie, czy w następstwie uderzenia w głowę Grażyna Kuliszewska zmarła, a jeśli nie, to czy została podjęta próba ratowania jej życia bądź działanie mające na celu pozbawienia jej życia (np. duszenie)” - napisał detektyw. Dodał on także, że w pobliżu domu, w którym mieszkała 34-latka odbywała się impreza, a miała w niej uczestniczyć skonfliktowana ze zmarłą osoba. Zaznaczył również, że może tak się okazać, że za śmierć Grażyny Kuliszewskiej mogą odpowiedzieć co najmniej 3 osoby. 

Kobieta pochodziła z Borzęcina. Pracowała w Wielkiej Brytanii. Była mężatką i miała 5-letniego synka. 3 stycznia przyleciała do kraju i jeszcze tego samego dnia udali się z mężem Czesławem do notariusza, by w zamian za 15 tysięcy funtów przepisać na niego swój dom. Umowy jednak nie podpisano z powodu braku ważnych dokumentów. Nie wiadomo jednocześnie, co stało się z pieniędzmi, które 34-latka miała otrzymać od męża. 

Siostra zmarłej twierdzi, że małżonkowie mieli się rozwieść. Czesław zaprzecza tym informacjom. 


Dwa tygodnie po zaginięciu Grażyny na Facebooku pojawiło się ogłoszenie. Za informacje na temat tego, co mogło stać się z kobietą, ktoś zaoferował 100 tysięcy złotych. To Sardar - Kurd mieszkający na co dzień w Wielkiej Brytanii.

Na początku mężczyzna przedstawiał się jako przyjaciel Grażyny, mówił, że był tylko powiernikiem jej sekretów. To jemu żaliła się z problemów małżeńskich. Najpierw twierdził, że to właśnie przyjaźń była powodem, dla którego przeznaczył pieniądze na nagrodę.

Z informacji gazety Fakt wynika jednak, że Sardar i Grażyna w listopadzie zeszłego roku byli w Mediolanie. We Włoszech mieli też odwiedzić siostrę 34-latki, Mariolę. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że Grażyna i Kurd mieli romans. Sardar twierdzi, że widział dokumenty rozwodowe przygotowane przez kobietę, która jednak nie chciała powiedzieć mężowi o swoich planach w obawie przed jego reakcją.


Dziennikarze dotarli do nagrania, na którym słychać kłótnię Grażyny i jej męża Czesława. Na nagraniu z 21 listopada widać też ich 5-letniego syna. Mężczyzna grozi kobiecie i wyzywa ją. Para kłóci się o dom. Dziennikarze Onetu i Faktu24 ustalili także, że Polka bez zgody męża wzięła pożyczkę na dużą kwotę w jednym z brytyjskich banków. 

Renata Zalewska-Ociepa
źródło: rmf24/Głos Wojewódzki/Fakt/Radio ZET/Onet