Czekała z odrą na SOR-ze 5 godzin i zarażała

Pani Justyna z wysypką i wysoką temperaturą 24 kwietnia trafiła do szpitala zakaźnego w Białymstoku. Niestety stamtąd została odesłana na SOR. Tam, nieodizolowana od reszty pacjentów, choć objawy ujawniały chorobę zakaźną, oczekiwała 5 godzin. Mogła zrazić w tym czasie kilkanaście osób.

foto ilustracyjne: lol

Szokujące wydarzenie zostało opisane przez panią Justynę z Białegostoku. Kobieta zaraziła się odrą w trakcie służbowej delegacji. Kiedy rozpoznała u siebie pierwsze objawy choroby, tj. wysypkę i wysoką gorączkę szybko udała się na wizytę do lekarza rodzinnego. Lekarz wystawił skierowanie wysyłając ją do białostockiego szpitala zakaźnego przy ulicy Żurawiej. I w tym momencie zaczęły się problemy...


Jak zrelacjonowała Pani Justyna szpital zakaźny, w którym zlikwidowano niedawno izbę przyjęć, nie przyjął kobiety z podejrzeniem choroby zakaźnej i blisko 40-stopniową gorączką. Została odesłana na SOR  do szpitala wojewódzkiego przy ulicy Skłodowskiej. Jako powód podano dopisek lekarza pierwszego kontaktu, tj. "gorączka z nieznanych przyczyn" – podaje "Gazeta Współczesna".  

,,Nie było podstaw do przyjęcia pacjentki”

– W takiej sytuacji nie było podstaw do przyjęcia pacjentki na oddział. Dodatkowo z wywiadu lekarskiego wynikało, że może być to gorączka spowodowana alergią – mówiła gazecie lokalnej Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzecznik Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.


Kobieta czekała na SOR-ze około 5 godzin. Nie była odizolowana od innych osób w poczekalni, pomimo że odra to choroba wysoce zakaźna i szybko rozprzestrzeniająca się. Pani Justyna dopiero po 12 godzinach znalazła się w szpitalu zakaźnym. "Od razu powiedzieli, że [mam - przyp. red.] podejrzenie odry, trafiłam do izolatki, powiadomiono sanepid" – opisała sytuację kobieta. 

Białostocki szpital szuka osób, które mogły mieć kontakt z chorą

Jak wynika z relacji Pani Justyny, teraz białostocki Sanepid szuka osób, które mogły mieć z nią kontakt. "Wszystkie osoby, które były tego dnia [24 kwietnia - przyp. red.] ze mną na SOR-ze też muszą być znalezione i zaszczepione!" – podkreśliła pani Justyna. Jak podaje  "Gazeta Współczesna" kobieta mogła zarazić nawet 30 osób. 


Jakby wrażeń było mało, dzień po przyjęciu kobiety do szpitala zakaźnego, podobne objawy wystąpiły również u jej koleżanki z delegacji. Absurdalna sytuacja zaczęła się powtarzać. "Dopiero telefon od dyrektora Sanepidu spowodował, że [koleżanka - przyp. red.] mogła przyjechać na badania prosto do [szpitala - przyp. red.] zakaźnego, omijając SOR" – tłumaczyła. 

Pani Justyna zaapelowała na koniec, by zaszczepić się na odrę. "W całym zeszłym roku w całej Polsce było tylko 40 zachorowań, w tym roku do kwietnia już 650" – poinformowała. 


źródło: Fakt24