W konińskim szpitalu zmarła 43-letnia kobieta. Jej dokumentację medyczną wynosili lekarze

Mąż kobiety, która straciła życie w dziwnych okolicznościach na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej szpitala w Koninie miał poważne problemy z uzyskaniem dokumentacji medycznej swojej żony. Reporterka Radia ZET Danka Woźnicka ustaliła, że lekarze, którzy mają postawione prokuratorskie zarzuty w tej sprawie, wynosili dokumentację zmarłej ze szpitala. Wynoszono także dokumentację innych pacjentów m.in. żołnierza amerykańskiego, leczącego się w Koninie.

foto: pixabay

Prawie 4 lata trwa już prokuratorskie śledztwo. 10 lekarzy oraz pracowników konińskiego szpitala ma postawione prokuratorskie zarzuty w sprawie narażenia pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.


Radio ZET ustaliło, że po ponad 3 latach prowadzonego śledztwa prokuratura zwróciła się o kolejną opinię zespołu biegłych. Będzie gotowa pod koniec grudnia br. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Michał Smętkowski tłumaczy, że prokuratura postawiła biegłym 50 szczegółowych pytań dotyczących procesu leczenia poszkodowanej, opieki na oddziale intensywnej terapii oraz podawania leków. Zamierza ustalić, czy doszło do jakichkolwiek błędów medycznych i zaniedbań ze strony lekarzy. 

Toczy się również osobno postępowanie, które dotyczy złamania przepisów o ochronie danych osobowych. Dwie lekarki kserowały i wynosiły dokumentację medyczną nie tylko zmarłej, ale też kilku innych pacjentów, by dowieść prokuraturze, że jednak proces leczenia był podobny. Inspektor Danych Osobowych szpitala w Koninie prowadzi postępowanie w sprawie naruszenia danych osobowych, które nie zostało jeszcze zakończone. Sprawy nie chce komentować Wojewódzki Szpital Zespolony im. dr. Romana Ostrzyckiego odsyłając do prokuratury, która jeszcze nie postawiła nikomu zarzutów i wciąż wyjaśnia sprawę. Mąż zmarłej kobiety już na dwa dni przed jej zgonem  zgłosił sprawę do prokuratury – miał zastrzeżenia dotyczące opieki nad chorą i procesu leczenia. Po jej śmierci pojawiły się już kłopoty z dostępem do dokumentacji m.in. nie otrzymał zapisu EKG. Zaginęły również zapisy monitoringu funkcji życiowych z Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej.


We wrześniu 2015 r. Agnieszka Wróbel trafiła z nieżytem żołądka na szpitalny oddział. Wypisano ją ze szpitala po kilku dniach, jednak znów trafiła do niego w złym stanie. Została wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Była również podłączona pod respirator, a po paru dniach została wybudzona. Był z nią pełen kontakt, doszła do siebie i czuła się dobrze. W nocy jednak kobieta miała krwotok, doszło do wyrwania cewnika, serce przestało pracować. Mąż zmarłej kobiety przekonany jest, że straciła życie, ponieważ została na OIOM-ie pozostawiona bez opieki.



źródło: wiadomości.radiozet.pl