Sprawa zakatowania Jacka Hrycia: Dlaczego karetka nie przybyła na sygnale i nie odbyła się reanimacja?

Czy gdyby lekarz i ratownicy podjęli się reanimacji Jacka Hrycia (28 l.), to mężczyzna mógłby mieć szansę na przeżycie? Czy sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby karetka jechała dwa razy szybciej i na sygnale? Sąd w Rybniku 10 kwietnia w środę przesłuchiwał biegłego z zakresu ratownictwa medycznego, próbując znaleźć odpowiedź. 

foto: rodzinne archiwum

Jastrzębianin został śmiertelnie pobity 4 czerwca 2017 r. po zakończeniu imprezy, która odbyła się w klubie ,,Impresja ". Pięciu mężczyzn zasiadło na ławie oskarżonych. Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym odpowiadają: Paweł Sz., Łukasz K., Artur L. oraz jego kuzyn Przemysław K. Dawid K. odpowiada za zabójstwo.


 Obrońcy twierdzą od samego początku, że pobity 30-latek miał szansę na przeżycie, gdyby karetka zjawiła się w porę, a lekarz zaopiekował pacjentem, tak jak powinien. Co do przeprowadzonej akcji ratowniczej biegły wyraził sporo wątpliwości m.in. przyjęty kod pilności przez dyspozytora na pogotowiu, który zgłoszenie przyjął. Dotyczyło pobitego człowieka, bez kontaktu. Przyjęty został drugi kod pilności. 

– W mojej ocenie powinien być przyjęty kod pierwszy, wtedy karetka jedzie na sygnale, z włączonymi sygnałami dźwiękowymi – ocenił biegły. Jednak tak się nie zdarzyło. Dotarcie na miejsce zdarzenia zajęło kartce 8 minut. Do pokonania był dystans zaledwie 3,5 kilometra. Wezwanie zostało przyjęte o godzinie 4.22, więc gdyby karetka jechała na sygnale dotarłaby dwa razy szybciej, do godziny 4.26. Jeśli na miejscu pojawiłaby się karetka bez lekarza, jedynie z ratownikami medycznymi, mężczyzna najpierw zostałby reanimowany. 


Przepisy wymagają tego, nawet 15 minut po ustaniu oddechu! Decyzja lekarza była jednak inna. Kierując się doświadczeniem i wiedzą lekarz odwrócił mężczyznę na plecy. Źrenice były rozszerzone i nieruchome, stwierdził więc zgon poszkodowanego. Reanimacji nie przeprowadzono. Według biegłego w takich okolicznościach, on przeprowadziłby reanimację, która zgodnie z wszelkimi procedurami powinna być prowadzona 20 minut. Jeśli pacjent nie zareagowałby na próby przywrócenia mu życia (m.in. na podanie adrenaliny), a na monitorze widniałby nadal brak czynności życiowych, można stwierdzić śmierć pacjenta. Dlaczego zatem lekarz nie podjął decyzji o resuscytacji? - Trudno powiedzieć, lekarz zawsze decyduje sam, bierze na siebie odpowiedzialność. Może uznał, że po ponad 5 minutach nastąpiły nieodwracalne zmiany w mózgu, i pacjent nawet po udanej akcji znajdowałby się w stanie wegetatywnym? Może uznał, że i tak nic by to nie pomogło – analizował sprawę biegły. Czy w pana ocenie ta decyzja diagnostyczna była pochopna? – zapytał sędzia Ryszard Furman. – W mojej ocenie tak – odpowiedział biegły.


Adwokaci oskarżonych twierdzą, że gdy karetka przyjechała, poszkodowany żył, jednak nie zajęto się nim właściwie. Czy te okoliczności zostaną wzięte pod uwagę przez sędziego? Ojciec zakatowanego Jacka, Zenon Hryć złożył wniosek o wypłatę 300 tys. zł. od sprawców w ramach zadośćuczynienia za śmierć syna. Obrońcy oskarżonych mężczyzn wnieśli o uchylenie aresztów. Sąd w piątek podejmie decyzję w tej sprawie.  

źródło: Wiadomości Jastrzębie – Zdrój
naszemiasto.pl