Piotr Jawornik, wiceprezes STOP NOP, dla Czytelników Głosu Wojewódzkiego

O tym jak znalazł się w STOP NOP, o tym co go boli, o bezsilności, poświęceniu, bezduszności urzędników, o tym co łączy zgony noworodków, które nastąpiły w bezpośrednim odstępie czasowym po szczepieniu?


Na te tematy rozmawiam z Piotrem Jawornikiem, wiceprezesem Zarządu w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Wiedzy o Szczepieniach STOP NOP

Jak zaczęła się Pana współpraca ze STOP NOP?

Witam, dziękuję za zaproszenie. Postaram się podczas tej rozmowy wyrzucić z siebie to, co nazbierało się w mojej głowie przez kilka lat mojego udziału w dążeniu do poszanowania praw świadomych rodziców w naszym kraju. Moja droga w Stowarzyszeniu STOP NOP zaczęła się w styczniu 2017 roku wraz z narodzinami mojej ukochanej córki. Już przed jej urodzeniem zacząłem zgłębiać temat szkodliwości szczepień oraz kwestii związanych ze zdrowiem. Czytałem na ten temat książki, publikacje, brałem udział w wykładach tematycznych. Ostatecznie postanowiliśmy z żoną zaszczepić dziecko w szpitalu tymi "podstawowymi"... ale tylko wtedy, gdy stan zdrowia na to pozwoli...

Niestety na skutek powikłań okołoporodowych doszło do zamartwicy. Dziecko urodziło się bez własnego oddechu i tylko z trzema punktami w skali Apgar. Zostało umieszczone pod respiratorem i skierowane do przewiezienia na intensywną terapię do szpitala o wyższej referencyjności. Transport przyjechał w ciągu godziny i w ciągu tej godziny oczekiwania zwinny personel medyczny zdążył podać szczepionkę przeciwko WZW B oraz domięśniową witaminę K (obie w swoim składzie zawierają wymienione w chpl neurotoksyny, które podane dziecku w takim stanie zdrowia mogą ten stan jeszcze pogorszyć). Podczas gdy neonatolog kazała nam przygotować się na najgorsze, gdyż jak stwierdziła “z takiego stanu dzieci raczej nie wychodzą", ten mały, bezbronny, walczący o życie organizm, który w tym momencie miał za swój priorytet PRZEŻYĆ, został dodatkowo obciążony szczepionką i podaną domięśniowo witaminą K...

Te przeżycia, z najpiękniejszych chwil, stały się jednocześnie najbardziej niepewnymi i pełnymi strachu. Były one dla mnie swego rodzaju obuchem, który zbudził mnie całkowicie i rozwiał wszelkie wątpliwości, o których słyszałem dotąd tylko od znajomych lub, o których czytałem. Smutne jest, że ludzie muszą zazwyczaj dostać takim “obuchem”, dotknąć osobiście tragedii, by obudzić się i zrozumieć na czym polega dzisiejszy świat.

Otrzymuje Pan bardzo dużo wiadomości o występowaniu u dzieci, ale także i u dorosłych, NOP-ów.

Jak daje Pan radę żyć z tak tragicznymi informacjami, które do Pana docierają?

Rzeczywiście ilość NOP-ów, o których informują nas rodzice jest przeogromna. Zatrważające jest to, że zdecydowana większość z tych powikłań nie jest odnotowywana przez lekarzy i nie jest zgłaszana do sanepidu. Nadmienię, że sanepid jest jednocześnie dystrybutorem szczepionek na przychodnie i szpitale, a także jest organem prowadzącym rejestr zdarzeń niepożądanych po szczepieniach. Wadliwe serie szczepionek są w dalszym ciągu podawane naszym dzieciom. Według prawa farmaceutycznego takie serie powinny być wycofywane i utylizowane. Rodzice zwracają się do nas z prośbą o pomoc i wsparcie w wyegzekwowaniu zgłoszenia takich przypadków i odnotowania ich w rejestrze. Jest to niezwykle ważne dla bezpieczeństwa całego programu szczepień.

Nie zastanawiam się nad tym jak z tym żyć, ale nad tym, jak zapobiec wszelkim nieprawidłowościom. Podstawą jest budowanie świadomości wśród społeczeństwa. Jest to główna misja Stowarzyszenia STOP NOP. Rodzice powinni poznawać swoje prawa oraz wyrażać świadomą zgodę na zabieg, który musi być bezpieczny.

Wielokrotnie informował Pan o zgonach noworodków. Czy jest jeden, wspólny mianownik, który je łączy?

Tak...to najbardziej traumatyczne przeżycia, z którymi spotkałem się podczas mojej działalności w STOP NOP. To coś, co najbardziej odcisnęło ślad w mojej świadomości po objęciu funkcji w zarządzie Stowarzyszenia. Nie było tygodnia bez maila o podobnej treści: "Moje dotąd tryskające zdrowiem dziecko trzy dni po podaniu szczepionki xyz, zaczęło przelewać się przez ręce, lekarz powiedział, że to normalne, że tak po prostu jest. Po dwóch dniach dziecko zmarło we śnie".

Postanowiłem, że to będzie pierwsza rzecz, którą się zajmę. Skontaktowałem się z wieloma z takich rodzin, zebrałem dokumentację, przeczytałem każdy opis z sekcji zwłok. Kompletnie rozbity doszedłem do wniosku, że u każdego z tych dzieci, biegli przeprowadzający sekcję, stwierdzili obrzęk lub zapalenie mózgu! Są to możliwe działania niepożądane, które według charakterystyki produktu leczniczego szczepionki oraz rozporządzenia ministra zdrowia o niepożądanych odczynach poszczepiennych, mogą wystąpić po szczepieniach... Mimo to, w większości z tych przypadków, nie został pobrany materiał do analizy toksykologicznej. Nie została także zabezpieczona próbka szczepionki podanej dziecku kilkanaście godzin lub kilka dni przed śmiercią. Prokuratura nie łączyła faktu podania dziecku szczepionki zawierającej w składzie substancje mogące wywołać zapalenie mózgu wraz ze zgonem, a sprawy w większości przypadków były szybko umarzane z powodu braku dowodów.

Fakt ten już niebawem, ponownie, zostanie zgłoszony do Ministra Sprawiedliwości, gdyż poprzednie zawiadomienie utknęło w toku postępowania bez konkretnych działań ze strony organów państwowych...

Urzędnicy informują, że wszystkie szczepionki są dokładnie zbadane, a w związku z tym są bezpieczne. Czy tak jest w rzeczywistości? Ma Pan wiedzę na ten temat?

"Szczepionki to najbezpieczniejsze i najbardziej kontrolowane i przebadane produkty farmakologiczne" - ten wykuty na pamięć marketingowy chwyt, słyszymy na każdym kroku od tzw. ekspertów. Więc my rodzice, odpowiadamy za każdym razem - chcemy zobaczyć te badania! Chcemy, aby nasze dzieci były bezpieczne!

Niestety, żaden z urzędów nie potrafi sensownie i bez powoływania się na zawiłe unijne procedury i zalecenia WHO odpowiedzieć na temat bezpieczeństwa programu szczepień ani na temat składu poszczególnych szczepionek.

Natomiast liczne, niezależne, analizy składu szczepionek oraz opracowania naukowe pokazują, że zadeklarowany w chpl skład szczepionki a jej prawdziwa zawartość, to jakby zupełnie różne substancje…

Z wyników tych analiz dowiadujemy się, że szczepionki zawierają w składzie o wiele wyższy niż deklarowany na ulotce poziom aluminium, nie zadeklarowaną w ogóle rtęć (tiomersal), wiele innych substancji i zanieczyszczeń poprodukcyjnych zarejestrowanych nawet przez światową organizację zdrowia jako szkodliwe i co bardzo niepokojące - związane z rozwojem nowotworów, retrowirusy.

Także kontrowersyjne komórki pochodzące od żywych abortowanych płodów, zostały wykryte w ilościach wielokrotnie wyższych niż dopuszczalne normy bezpieczeństwa.

Od zawsze zarzucano nam brak argumentów. Byliśmy pełni nadziei, gdy skierowano nasz projekt ustawy do dalszego procedowania. Byliśmy w kontakcie z naukowcami z najlepszych uczelni na świecie, badającymi szczepionki, adiuwanty i ich wpływ na ludzki organizm. Byli oni gotowi przylecieć i przedstawić te argumenty podczas dalszych prac nad naszym projektem ustawy w Komisji Zdrowia i Rodziny. Niestety, nie dano nam tej możliwości wyznaczając zbyt wczesny termin posiedzenia komisji, zbyt krótki by logistycznie zorganizować przyjazd zagranicznych ekspertów... To co wydarzyło się podczas komisji, to była jedna wielka ustawka i farsa mająca na celu natychmiastowe wyrzucenie głosów 130 tysięcy pełnych nadziei, świadomych rodziców, do kosza...

Postanowiliśmy. mimo to, zaprosić tych naukowców do Polski, aby rodzice mogli poznać głos osób, które zajmują się kwestią wpływu szczepień dostępnych na rynku na zdrowie dzieci.

Dzięki posłowi Pawłowi Skuteckiemu, który wkłada ogrom pracy w Parlamentarny Zespół ds. Bezpieczeństwa Szczepień Ochronnych

mamy taką możliwość. Najczęściej polskim ekspertom biorącym udział w tychże posiedzeniach, po wysłuchaniu prezentacji zaproszonych gości, brakuje argumentów. Brakuje merytorycznej dyskusji, ponieważ strona rządowa mając przedstawione argumenty nie bierze ich na poważnie i czasami nawet kpi z rodziców poszkodowanych dzieci.

To z czym mamy do czynienia najbardziej odczułem podczas, gdy próbowaliśmy powstrzymać rezolucję parlamentu europejskiego, która miała na celu wprowadzenie podobnego obowiązkowego kalendarza szczepień dla całej Europy, elektronicznej kontroli nad szczepionymi etc. Wraz z mecenasem Arkadiuszem Tetelą, z którym bardzo owocnie współpracujemy, napisaliśmy poprawki do tej rezolucji. Byliśmy jedyną organizacją, która takie poprawki zgłosiła. Zostały one zaproponowane przez europosłankę Urszulę Krupę. Niestety, poprawki zostały odrzucone, a projekt przyjęty… Na lobbowanie za przyjęciem rezolucji sam jeden koncern przeznaczył wg. oficjalnych danych niemal 900 tys. €, my poszliśmy tam z ideą i chęcią pozytywnych zmian w sercach…

Bardzo często zajmuje się Pan sprawami związanymi ze STOP NOP. Poświęca na to swój czas, a często dzieje się to kosztem Pana bliskich. Jak radzicie sobie w tej sytuacji?

Działalność w STOP NOP to dla mnie ogromne wyzwanie i misja, której nie da się na nic przeliczyć. To prawda, wymaga to od nas ogromnych wyrzeczeń i poświęcenia. Bardzo często działamy kosztem własnych rodzin i dzieci. Dzięki zaangażowaniu koordynatorów i wielu wspierających osób machina może funkcjonować i nieść pomoc potrzebującym, nękanym przez system rodzicom. Wiemy, że to co robimy jest słuszne. Widzimy ogromną skalę powikłań poszczepiennych ignorowanych przez medycznych funkcjonariuszy. Będziemy zacięcie dążyć do celu jakim obecnie jest realizacja naszego kilkuetapowego projektu - "STOP NOP - Bezpieczne Szczepienia". Ma on na celu przeprowadzenie analiz składu szczepionek używanych do realizacji kalendarza szczepień. Chcemy ogłosić projekt ustawy mającej na celu zniesienie obowiązku szczepień, poprawę ich bezpieczeństwa i wprowadzenie sądowej kontroli nad rejestrem powikłań poszczepiennych, a także dający możliwości zgłaszania powikłań przez rodziców. Obecnie system ten działa w zdecydowanej większości wyłącznie teoretycznie.

Jednym zdaniem: JEST RYZYKO, MUSI BYĆ WYBÓR!

Rozmawiała: Renata Zalewska-Ociepa