8- miesięczny Antoś umiera! Mamy kilka tygodni, by powstrzymać jego śmierć

Dni mijają, nie mija rozpacz… Coraz trudniej jest nam pisać o tym, co się dzieje... Antoś nadal dzielnie walczy. Regeneruje się, ale bardzo powoli. Serduszko naszego synka jest mocno poturbowane. Wciąż jednak bije, ale długo już nie wytrzyma...


foto: siepomaga


Minęły 2 miesiące, odkąd nasz rycerz jest w szpitalu. 2 miesiące, odkąd nie wyszedł na spacer, nie widział swojego domu. 2 miesiące walki o życie, gdy Antoś śpi na szpitalnym łóżku… Zamiast bajek słyszy tylko dźwięk kardiomonitora. 2 miesiące rozłąki, przeraźliwej tęsknoty i strachu.

Każdy dzień wygląda bardzo podobnie – szpital, czekanie na godzinę odwiedzin, powrót do pustego domu i wyczekiwanie dnia kolejnego, by zobaczyć Antosia. Tylko on dodaje nam sił… Widzimy, jak dzielnie walczy… My też nie możemy się poddać!

Niekiedy na ratunek jest bardzo mało czasu, a niekiedy jak tu – nie ma go wcale! Prosimy Was o pomoc, bo na naszych oczach umiera małe dziecko! Antoś gaśnie – nikt już tego nawet nie ukrywa. Zostało może kilka tygodni… Tyle małe serce wytrzyma bez operacji. W Polsce ratunku już nie ma. Zostały USA i profesor Frank Hanley ze szpitala w Stanford, ten sam, który uratował inne polskie dzieci, niemające gdzie indziej szans – Dawidka, Emila, Julkę… Te dzieci żyją. Antoś może być wśród nich!

Być może porywamy się z motyką na słońce. Być może to proszenie o cud… Ale w Siepomaga wiemy, że cuda się nie dzieją, to my je sprawiamy. Dlatego prosimy – uratuj z nami życie tego chłopca. Nie odkładaj tego na jutro, na później, bo bez Ciebie Antosia jutro już nie będzie!

Ola i Adam, rodzice Antosia: "Jesteśmy w dramatycznej sytuacji. Nasz synek umiera na naszych oczach… Antoś walczy o życie na intensywnej terapii, jest pod stałą opieką anestezjologów i kardiochirurgów. Jak najszybciej musi znaleźć się w USA! Błagamy o pomoc, nie przekreślajcie naszego synka, wciąż można go uratować… Jego życie jest tylko w Waszych rękach!

Widujemy Antosia 3 razy dziennie, po 30 minut. Na te chwile czekamy cały dzień. Nic innego się nie liczy. Sala jest biała, sterylna. Wchodzimy w szpitalnych fartuchach… Przerażeni, szukamy naszego synka… Gdy widzimy go w łóżeczku, zalewa nas ulga. Niektórych dzieci, które leżały obok Antosia, już nie ma… Za każdym imieniem kryje się dramat walki o życie…Sala pachnie szpitalem i strachem. Tym najgorszym. Strachem o życie dziecka.

Sens naszego istnienia, cały nasz świat mieści się w malutkim łóżeczku, ma 8 miesięcy i jest naszym jedynym dzieckiem.

Przepełnieni szczęściem czekaliśmy, aż Antoś pojawi się na świecie… Aż do połowy ciąży. Informacja o wadzie serca. 20 tygodni strachu, niepewności i wielu pytań… Antoś urodził się 8 sierpnia, był to najpiękniejszy dzień w naszym życiu… I najtrudniejszy. Tetralogia Fallota, atrezja pnia płucnego i niedorozwój tętnic płucnych – te nazwy, niczym złe zaklęcia, sprowadzają na Antosia śmierć.

Na początku nic nie zapowiadało tragedii. Antoś był tak silny, że na razie nie potrzebował operacji… Gdy wróciliśmy do domu, jego buzia zaczęła jednak zmieniać kolor. Stała się żółta jak płatki słonecznika. Zespół Alagille’a, zaburzenia w obrębie wątroby, prowadzące do jej niewydolności, w skrajnym przypadku do przeszczepu… Mówią, że problemy to tchórze, bo atakują tylko w grupach. Nie zdążyliśmy oswoić się z chorobą synka, bo śmiertelne niebezpieczeństwo w serduszku znów dało o sobie znać… Niskie saturacje, ciężki oddech, głośny płacz, zimny pot… I ten kolor. Tym razem Antoś był szary jak popiół… Kolor niedotlenienia. Kolor śmierci.

Trafiliśmy do szpitala. Jesteśmy tu do dziś. Antoś przeszedł 3 poważne operacje, 2 nagłe reoperacje, dializę otrzewnową z powodu ostrej niewydolności nerek, 3 cewnikowania serca… Przez 2 tygodnie był podłączony do ECMO, systemu pozaustrojowego natleniania krwi. Lekarze mówią wprost – takiego przypadku jak Antoś, takich tętnic jakie on ma, jeszcze nie widzieli…

Nikt nie spodziewał się, że tak będzie. Cewnikowanie miało dać odpowiedź, co dalej… Nie zostawiło miejsca na domysły. Konieczna była natychmiastowa operacja - wszczepienie stentu dotętniczego, bo małe życie naszego synka wisiało na włosku… Było dobrze tylko przez kilka dni. Stent okazał niedrożny, lekarze musieli operować ponownie… I jeszcze raz. Nie było wyjścia, choć serce to przecież nie książka, żeby je ciągle otwierać…
Antoś umierał.

Widzieliśmy to na własne oczy. Małe rączki leżały bezwładnie na pościeli, roześmiane oczy robiły się matowe, skóra biała jak ściany szpitala… Choć z kroplówki płynęła krew, która miała być życiem – konieczna była wielokrotna transfuzja – w Antosiu życia było coraz mniej. Działały maszyny, ale serce przestawało działać.

Proszę się pożegnać – usłyszeliśmy i po tych słowach przepłakaliśmy całą noc. Jesteśmy mamą i tatą Antosia, zrobilibyśmy dla niego wszystko… Pożegnać – tego nie umieliśmy zrobić. Wiedzieliśmy, że tylko 9% dzieci, odłączonych od ECMO, żyje dalej... Nie doceniliśmy własnego synka. Znalazł się w tych 9%, choć nikt nie dawał mu szans… Lekarze w Polsce wspaniale opiekowali się Antosiem. Kilka razy uratowali mu życie. Niestety, nic więcej zrobić już nie mogą.

Szukaliśmy pomocy wszędzie… W miejscach, do których jeżdżą inne dzieci z najcięższymi wadami serca. Niemcy – kilka miesięcy temu profesor Malec odesłał nas do Polski, do szpitala, w którym jesteśmy teraz. Włochy – profesor Carotti nie podjął się leczenia… Będziemy próbować uderzać do nich jeszcze raz… Walczyć. Przegrywa tylko ten, kto się poddaje. W walce o naszego synka nie poddamy się nigdy! Póki co tylko profesor Hanley – specjalista od przypadków beznadziejnych, od najbardziej chorych serduszek, takich jak Antosia – chce podjąć się operacji synka i dać mu szansę na życie. Wiemy jedno - jeśli tam nie uda się uratować Antosia, nie uda się nigdzie.

Myśleliśmy, że pieniądze szczęścia nie dają, dziś, zrozpaczeni, wiemy, że dają coś więcej – życie. Opieka medyczna w USA jest najdroższa na świecie. Ponad 6,5 miliona złotych… 6,5 miliona za życie naszego dziecka, za coś, co dla nas jest bezcenne. Musimy mieć połowę tej kwoty, by klinika chciała nas przyjąć… Musimy mieć ją już teraz. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, ile serce Antosia jeszcze wytrzyma. Może miesiąc, maksymalnie dwa… Nie możemy czekać, bo nie czeka też śmierć. Jeśli nie zdążymy - Antoś umrze.

Nie prosimy już o pomoc. My błagamy. Poruszymy niebo i ziemię, by nasz synek miał operację, by przeżył. Możemy próbować albo bezsilnie patrzeć, jak nasze dziecko umiera. Jeśli jesteś mamą, jeśli jesteś tatą… Jeśli kiedykolwiek kogoś kochałeś… Wierzymy, że nas rozumiesz".

A my, w Siepomaga, wierzymy też, że ta historia będzie mieć jedno zakończenie. Szczęśliwe. Dzięki Tobie. Że się uda... Dlatego z całego serca - prosimy - pomóż, wesprzyj, udostępnij i spraw z nami ten cud... Spraw, że Antoś będzie żyć.