UWAGA PILNE: Nowotwór w oczku Mikołaja – mamy coraz mniej czasu na ratunek!



“Mamo, chroń mnie” – Mikołaj czasem wtula się we mnie tak, jakby chciał uciec przed całym światem i mówi słowa, których nie powinien znać żaden trzylatek. Wie, że jest chory, boi się tego. W grudniu w jego oczku wykryto guza! To nowotwór – retinoblastoma, inaczej siatkówczak. Walczymy z czasem, bo jeśli rak da przerzuty, może być już za późno na cokolwiek.


Dr Abramson z kliniki w Nowym Jorku zgodził się nas przyjąć. Leczenie jest skomplikowane, ale najnowocześniejsze metody dają szansę na pokonanie nowotworu i uratowanie oczka Mikołaja! Przeszkodami są czas i pieniądze. Ja nie mam ani jednego, ani drugiego. Jako matka, która dla swojego dziecka zapuka w każde drzwi, proszę Cię o pomoc. Tylko z Tobą mamy szansę zdążyć!

Od połowy grudnia rak mieszka w naszym życiu! Rozpanoszył się, zaatakował naszego najmłodszego synka! W czasie, kiedy inni szykowali się do świąt, my pakowaliśmy nasze rzeczy i jechaliśmy do szpitala ze słowem "nowotwór" na skierowaniu! Nowy rok rozpoczynaliśmy już tutaj, na onkologii. Zaczęło się od czarnej plamy, którą zauważyłam w oczku Mikołaja. W głowie od razu zaświtał mi artykuł, który kiedyś czytałam – artykuł o chłopcu z nowotworem oka. Sparaliżowana ze strachu zabrałam Mikołaja do okulisty. Z gabinetu lekarza wychodziliśmy już z podejrzeniem nowotworu i pilnym skierowaniem na szczegółowe badania.
USG potwierdziło najczarniejszy scenariusz – siatkówczak, nowotwór złośliwy oka. Nie mogłam uwierzyć. Jak to? Mój mały synek dopiero co zaczyna życie, a już musi mierzyć się z tak potężnym wrogiem?
Trzymałam Mikołaja za rączkę i odwracałam głowę w drugą stronę, aby nie widział, że płaczę. Z przerażeniem przekraczałam próg naszego domu. Musiałam powiedzieć rodzinie, że Mikołaj jest chory, że musimy jechać do szpitala. Któregoś dnia starszy brat Mikołajka zadał mi pytanie – “Mamo, powiedz, czy Mikołaj umrze?”. 

Jeszcze w grudniu rozpoczęliśmy chemioterapię! Im częściej jeździmy do szpitala, tym Mikołaj jest coraz bardziej przerażony. W drodze na oddział cały czas powtarza, żebyśmy go tam nie zostawiali. Kiedy już jesteśmy w szpitalu, nie odstępuje mnie na krok, chowa się za moimi pleacami i z całej swojej dziecięcej siły ściska moją rękę. Płacze, prosi mnie, żebym go stamtąd zabrała, a mi pęka serce, bo wiem, że nie mogę tego zrobić. 
Jesteśmy w trakcie drugiego cyklu chemioterapii, a ja po raz kolejny słyszę od lekarzy, że Mikołaj “najwyżej straci oczko”. Jak mogę na to pozwolić? Co zrobię, kiedy za kilkanaście lat zapyta, dlaczego nie walczyłam? Leczenie w Polsce może zakończyć się utratą oka. Utrzymuję kontakt z rodzicami dzieci chorych na siatkówczaka, którym udało się wyjechać na leczenia do USA! Niektórym z nich w Polsce wyznaczono już termin operacji usunięcia oka. W Stanach nikt nawet o tym nie mówi. Nam również obiecano uratowanie oczka Mikołaja. W Polsce nikt nie jest w stanie tego obiecać.
Amerykańscy lekarze mają znacznie większe doświadczenie i znacznie lepsze wyniki w leczeniu siatkówczaka. Dr Abramson od wielu lat robi rzeczy niemożliwe i ratuje nawet najbardziej zaawansowane przypadki. Leczenie polega na podawaniu chemii bezpośrednio do guza, nie wyniszcza całego organizmu. W Polsce zaproponowano nam chemię tradycyjną, dożylną. Niestety – mniej skuteczną i zdecydowanie bardziej wyniszczającą. 
Odchodzę od zmysłów, tracę grunt pod nogami. Wieczorami tulę moje dziecko do snu i słyszę słowa, które wciąż brzmią w mojej głowie – “Mamo, chroń mnie…”.
Razem z kwalifikacją do leczenia w nowojorskiej klinice dostaliśmy kosztorys, który zwala z nóg. Ratowanie wzroku i życia naszego Mikołajka wyceniono na milion złotych!
Nowotwór nie idzie na kompromisy! Nie będzie czekał na dzień, w którym będziemy gotowi zapłacić za zdrowie i życie naszego dziecka. Jeśli da przerzuty, możemy przegrać tę walkę.
Płaczę nocami, żeby Mikołaj nie widział moich łez. Wtedy powtarzam sobie słowa: "Synku, będę Cię chronić i zrobię wszystko, co mogę, żebyś tylko był zdrowy". Ta obietnica sprawia, że jestem tutaj, że proszę Cię o pomoc. Tylko z Tobą będziemy mogli znaleźć się w miejscu, w którym czeka ratunek.
–Agnieszka, mama Mikołaja