Dostali szansę na nowe życie


Kiedy w domu są dzieci lub chory rodzic, świat toczy się wokół bliskich. Nie ma czasu na myślenie o sobie, a tym bardziej na realizację skrytych marzeń – mówią seniorzy. Dzięki placówkom Senior+ tańczą zumbę, poznają sztukę origami, zwiedzają Polskę, a przede wszystkim nie są samotni.
foto: gov.pl
Drugi dom, moje miejsce, rodzina – to słowa, którymi seniorzy opisują domy dziennego pobytu powstałe w ramach Programu Senior +. Ich historie są przejmujące i jak sami mówią, nawet nie chcą myśleć „co by się z nimi działo, gdyby takiego miejsca nie było”.

„Przez dziesięć lat opiekowałem się chorą mamą. Kiedy odeszła zostałem zupełnie sam. Tu odnalazłem rodzinę. Nawet łatwiej mi znieść weekendy, bo wiem, że nadejdzie poniedziałek”.
Pan Leszek Karbownik ma 71 lat, pogodny głos i poczucie humoru. – To zmiana, która dokonała się we mnie całkiem niedawno. Trafiłem do domu zakompleksiony, zmęczony życiem, samotny. Przez dziesięć lat opiekowałem się chorą mamą. Kiedy odeszła zostałem zupełnie sam. Tu odnalazłem rodzinę. Nawet łatwiej mi znieść weekendy, bo wiem, że nadejdzie poniedziałek – opowiada.
W tygodniu  pan Leszek aktywnie spędza czas w Domu Senior+ w Miedznej Drewnianej, niewielkiej wsi w województwie łódzkim, na terenie powiatu opoczańskiego. 
Od poniedziałku do piątku lokalną drogą jedzie bus. Na trzy tury dowozi seniorów do domu Senior+. Miejscowości leżące w gminie są rozrzucone w sporej odległości od siebie. Tylko 9 z 27 osób dociera do tu samodzielnie, bo mieszkają po sąsiedzku z żółtym budynkiem, w którym z jednej strony mieści się dom dla seniorów, a z drugiej ochotnicza straż pożarna. 
Budynek jest dwukondygnacyjny. – Na górze mamy dwa pokoje do odpoczynku (w tym jeden z nich pełni także rolę gabinetu zabiegowego) oraz pokój do rozmów indywidualnych. Na tym piętrze jest duża sala, która ma wydzieloną część telewizyjną, biblioteczną i do warsztatów. Mamy także kuchnię – opisuje Marzena Grzesińska, dyrektor Domu Senior+ w Miedznej Drewnianej. – Na dole są szafki indywidualne, pralnia, pracownia i dwie toalety. Na parterze są także pomieszczenia do aktywności ruchowej, wyposażone w leżanki, piłki, drabinki, hantle – mówi dyrektor. Seniorzy chętnie przychodzą do drugiego domu. Od stycznia do października frekwencja wyniosła 90 proc.

–  Żeby opuścić zajęcia musiałbym być bardzo chory – deklaruje pan Leszek Karbownik. - Rozwijam się tu artystycznie. Występuję w teatrze, dużo czytam, rozwiązuję łamigłówki. Dzięki rozmowom z psychologiem wychodzę z zapaści. Przychodzę tu, bo chcę żyć – mówi przejęty. Dodaje też żartobliwie, że jest zodiakalnym Koziorożcem, a te potrzebują trochę czasu, aby otworzyć się na innych. Rodzinie seniorów udało się zdobyć jego zaufanie.
„Córka mieszka w Łodzi więc to, że mam przyjaciół i opiekę wiele dla niej znaczy”.
Pan Leszek nie jest jedynym seniorem w grupie. Panów jest pięciu. Wśród nich jest emerytowany nauczyciel plastyki, 86-letni  Czesław Biernacki, który ma 3 dzieci, 8 wnuków, 6 prawnuków. – Są wspaniali, ale każdy ma swoje sprawy. W drugim domu mam swoje życie. Bardzo lubię prace manualne, origami. Odkryłem, że kocham taniec. Czasem tańczę sam, a czasem porywam na parkiet koleżanki. Taniec to zdrowie – mówi. Dzieci pana Czesława zachęcają go do udziału w aktywnościach. Kiedy seniorzy jadą na wycieczkę pytają, czy niczego mu nie brakuje.
Także córka pani Barbara Grzesińskiej codziennie dzwoni do 68-letniej mamy i pyta, co dziś fajnego robiła. – Córka mieszka w Łodzi więc to, że mam przyjaciół i opiekę wiele dla niej znaczy – mówi pani Barbara, która prowadzi w placówce bibliotekę. - Mam słabość do książek i tu realizuję swoją pasję – dodaje. 
Seniorzy często wyjeżdżają na wycieczki. Byli w Kazimierzu Dolnym,  w Sandomierzu, we Wrocławiu i w Warszawie. – Zawsze coś się dzieje, więc nie mamy czasu się nudzić – mówi 75-letnia pani Helena Jabłońska, która ma 3 dzieci, 6 wnuków. Emerytowana nauczycielka przyznaje, że na co dzień to seniorzy są jej drugą rodziną, zwłaszcza że mieszka sama.
W codziennych spotkaniach seniorów chodzi też o coś więcej. Placówka zapewnia profesjonalną opiekę pielęgniarki, psychoterapeuty, fizjoterapeuty i opiekuna. To trzyosobowy zespół dba o kondycję seniorów, zarówno psychiczną, jak i fizyczną.  
„Całe życie wychowywałam dzieci, nie było czasu dbać o siebie”.
Dziesięciodniową rehabilitację lampami zakończyła właśnie pani Teodozja Szymańska. 71-latka przyznaje, że bolały ją plecy i chętnie skorzystała z dostępnej terapii. W ogóle lubi zajęcia związane z dbałością o zdrowie. – Lubię, gdy chodzimy z kijkami po lesie. Mamy las po sąsiedzku – dodaje. 
W głosie słychać spokój. Ale nie zawsze tak było. Pani Teodozja pochowała jedno dziecko, co wpłynęło na całe jej życie.  Choć ma jeszcze czworo dzieci i 10 wnuków, bolesne wspomnienia pozostają. Otrząsa się z zamyślenia. – Całe życie wychowywałam dzieci, nie było czasu dbać o siebie – mówi. Dopiero teraz. Choć i tak pani Teodozja chętnie wykorzystuje zdobyte umiejętności, aby pomagać bliskim. – Ostatnio zrobiłam wnuczkom kotyliony. Były zachwycone – mówi. Chętnie też uczestniczy w zajęciach śpiewu. Staram się czerpać z życia tyle, ile się da – dodaje.
Od czerwca br., czyli od czasu przejścia na emeryturę z życia chce korzystać także Janina Sobczyk, 64 lata. - Mieszkam z mężem, dzieci są samodzielne, potrzebowałam nowego celu w życiu. Odskoczni. To duża zmiana w życiu. Czuję się zadowolona i spełniona artystycznie – mówi. 
„Poznałam siebie na nowo. Schudłam ponad dwadzieścia kilo, do niespełna stu kilogramów. Wcześniej nadwaga nie pozwalała mi wyjść z łóżka, a życie upływało mi na oglądaniu tureckich seriali”.
Domów i klubów dla seniorów jest w Polsce więcej. Do końca 2018 r. liczba placówek ma wzrosnąć do ponad 550, a liczba miejsc – do przeszło 14 tys. W tym roku na uruchomienie i działalność domów i klubów przeznaczono aż 80 mln zł. Jeden z takich domów jest w Olsztynie. 
Wśród olsztyńskich seniorów jest  68-letnia pani Anna Jachacy, która ma 4 dzieci i 5 wnuków. I choć kocha ich nad życie, to nikt nie potrafił pomóc jej uporać się z żałobą po mężu. – Po trzydziestu latach pomogła mi psycholog. Moje już dorosłe dzieci pierwszy raz zobaczyły uśmiechniętą mamę, a wnuki babcię. Poznałam siebie na nowo. Schudłam ponad dwadzieścia kilo, do niespełna stu kilogramów. Wcześniej nadwaga nie pozwalała mi wyjść z łóżka, a życie upływało mi na oglądaniu tureckich seriali. A teraz? Tańczę zumbę, na jedne z zajęć terapii śmiechowej przebrałam się za Danutę Rinn – mówi rozemocjonowana pani Anna. Chce, żebym zrozumiała, to szczęście, jakie ją spotkało w Dziennym Domu Senior+ Laurentius w Olsztynie. Nie potrafi ukryć wzruszenia, kiedy pojawia się temat wycieczki do Pieniężnej. – Dom Senior+ zorganizował wycieczkę do tej miejscowości. Proszę sobie wyobrazić, że ja się tam urodziłam i nie byłam od 68 lat – opowiada. Jak mówi jest bardzo szczęśliwa, bo spełniły się jej marzenia. Dziś daje przykład innym, że można wyjść z ukrycia. Codziennie z kijkami nordic walking idzie przez osiedle do swojej rodziny seniorów.  Jak reagują bliscy? – Są bardzo dumni – mówi z zadowoleniem. Pani Anna jest jedną z trzech osób, które docierają do olsztyńskiego domu sama. Pozostali są dowożeni busem. W sumie grupa aktywnych seniorów liczy 40 osób. Wszystkich łączy to, że nie lubią samotności. – Integrację zaczęłam od wspólnego ogniska – wspomina z uśmiechem pani Ela Pawłowska. Seniorka ma 77 lat, a przez wiele lat pracowała w kuchni w miejskim szpitalu. – Dla mnie wielką wartością jest to, że opiekujemy się sobą nawzajem. Kiedy człowiek zostaje sam, zaczyna rozumieć jaką wartością są ludzie w jego otoczeniu – mówi. Podobnie jak koleżanki docenia wyjścia do teatru, do muzeum. Spotkania z kulturą są dla niej ważne. 
„Pamiętam ten moment, kiedy powiedziałam przy rodzinnym obiedzie, że chcę odzyskać okruchy prywatnego życia. W pierwszej chwili córki uznały, że nie dam rady. Pokazałam wszystkim, że mogę żyć pełnią życia”.
78-letnia Mariana Korból jest mamą 2 córek, babcią 2 wnuków. Ma też prawnuka. Całe zawodowe życie spędziła pracując na kolei. – To miejsce jest moim pierwszym w życiu bonusem. Mój mąż zmarł, gdy jedna córka miała siedem lat, a druga trzy lata. Było nam ciężko – mówi szczerze pani Marianna. Chwilę milczymy. – Nawet urlop przeznaczałam na pracę, bo musiałam dorobić. Jeździłam jako opiekunka na letnie kolonie. To, co spotkało mnie teraz, jest takim prezentem – dodaje.
Z nieskrywaną radością mówi, że wkrótce czeka ich sesja zdjęciowa. Seniorzy wcielą się w modeli, a potem ich zdjęcia trafią do kalendarza. Każdy będzie mógł cieszyć się sobą w nietypowej roli przez cały rok. Sesja to także element samoakceptacji. 
Pani Marianna lubi codzienność w dziennym domu, która wprowadziła do jej życia coś, czego nigdy nie znała – chociażby zajęcia zumby, wspólny śpiew. - Pamiętam ten moment, kiedy powiedziałam przy rodzinnym obiedzie, że chcę odzyskać okruchy prywatnego życia. W pierwszej chwili córki uznały, że nie dam rady. Pokazałam wszystkim, że mogę żyć pełnią życia – mówi. 
„Nie wiem komu dziękować, ale seniorom oddano życie i wyciągnięto ich  zza szafy. Tak, zza szafy! Kiedyś starsi ludzie spędzali czas siedząc na tapczanach ustawionych w kącie izby, gdzieś za dużymi, drewnianymi meblami”.
Seniorów porusza fakt, że państwu na nich zależy. 92-letnia Wanda Radziemska to prawdziwa fighterka. Choć ma niepełnosprawne ręce, umysł jest w doskonałej formie. – Nie chcę chorować, chce mi się żyć. Kiedy słyszę, że znajomi zaczynają narzekać, to mówię stop. Staram się ich zarażać optymizmem i dawać dobry przykład. Jestem też pełnoprawnym obywatelem, byłam na wyborach, głosowałam. Nie wiem komu dziękować, ale seniorom oddano życie i wyciągnięto ich  zza szafy. Tak, zza szafy! Kiedyś starsi ludzie spędzali czas siedząc na tapczanach ustawionych w kącie izby, gdzieś za dużymi, drewnianymi meblami – mówi pani Wanda, która ma 2 synów, 3 wnuków i 3 prawnuków. 
Jest jedna rzecz, którą chciałaby nadrobić. – Kiedyś wnuk chciał nauczyć mnie obsługi komputera, ale wzięłam tę myszkę i zaczęłam przesuwać nią po ekranie. Nie działało, zdenerwowałam się i rzuciłam w kąt cały ten komputer. A szkoda, powinnam mieć więcej cierpliwości. Może się jeszcze nauczę – mówi. Brzmi prawdziwie. Wszystko przed panią Wandą. 
źródło: gov.pl