ZAMIAST ŁÓŻECZKA MIELIŚMY MIEJSCE NA CMENTARZU


Pod koniec siódmego miesiąca ciąży lekarze powiedzieli nam, że mamy nie robić sobie nadziei. Kiedy jechaliśmy na wyznaczony termin porodu, to nie mieliśmy niczego dla Oliwki. Ani ubranek, ani łóżeczka. Mieliśmy tylko miejsce na cmentarzu.


foto ilustracyjne


Oliwia nie chodzi, ponieważ jest sparaliżowana od pasa w dół. Dziewczynka musi być cały czas cewnikowana. Cierpi także na przepuklinę oponowo-rdzeniową, a ataki padaczki uprzykrzają jej codzienność. Oliwia jest mimo to bardzo pogodną dziewczynką – ciągle się śmieje, zaczepia ludzi na ulicy albo w poczekalni, jest straszną gadułą. Aż trudno uwierzyć, że 10 lat temu lekarze nie dawali jej żadnych szans.


Zapamiętać Oliwkę ze zdjęcia w brzuchu
Pod koniec siódmego miesiąca ciąży pani Małgosia z mężem dowiedzieli się, że dziecko ma nieodwracalne wady, które uniemożliwią mu przeżycie poza organizmem matki. W szpitalu położniczym w Poznaniu pani Małgosia otrzymała opiekę psychologa, który namawiał ją, by mimo wszystko przywitać się z Oliwią, gdy ta pojawi się na świecie. Żeby ją w ogóle zobaczyć, to ułatwi późniejsze pożegnanie. – Nie chciałam się na to zgodzić. Bardzo się bałam. Lekarze opowiadali, że Oliwka będzie miała wodogłowie, zdeformowaną twarz, końsko-szpotawe nóżki… Bałam się tego widoku. Chciałam ją zapamiętać taką, jaką była – w brzuchu – wspomina pani Małgosia.

Mimo porodu za pomocą cesarskiego cięcia, Oliwkę trzeba było od razu reanimować. Pani Małgosia zdążyła zorientować się tylko, że nie było żadnego pierwszego płaczu ani pierwszego krzyku. Pani psycholog powiedziała tylko: – Już jest! – i chwilę potem lekarze zabrali dziecko na oddział intensywnej terapii dla noworodków. Tam jako pierwszy zobaczył ją tata, pan Andrzej.
Oliwka musi zostać z nami
– Poprosiłem siostrę, żeby ze mną pojechała, bo strasznie się bałem. Serce waliło mi jak oszalałe. Wszedłem na salę, pielęgniarka pokazała mi inkubator w rogu pokoju. Podszedłem i najpierw zobaczyłem stopy. Miały być końsko-szpotawe, nie umiałam sobie nawet takich wyobrazić. A zobaczyłem piękne, malutkie, całkiem normalne stópki. Kiedy nachyliłem się nad maleńkim ciałkiem, małym palcem dotknąłem jej dłoni, a ona go chwyciła i z całej siły ścisnęła. Pielęgniarka powiedziała, że to niemożliwe, ale przecież czułem! I wtedy już wiedziałem, że Oliwka musi zostać z nami – wspomina pan Andrzej ze łzami w oczach.
Cudowna i radosna


Dziś, w poniedziałkowe przedpołudnie, 10-letnia Oliwia Smoguła wraca ze szkoły. Towarzyszy jej mama, która prowadzi wózek. Kiedy zatrzymują się przed domem, pani Małgorzata woła w stronę okna:  Andrzej, jesteśmy!
Po drewnianych, wąskich schodach zbiega pan Andrzej z wielkim uśmiechem na twarzy. Wita go niemiłosierny pisk i wrzask. To Oliwka cieszy się, że widzi tatę. Pan Andrzej bierze Oliwię na ręce i wnosi po wąskich drewnianych schodach na pierwsze piętro. Ze względu na architekturę mieszkania Oliwię trzeba ciągle przenosić – w obliczu stromych schodów wózek staje się bezużyteczny.
Cena zdrowia
Bo walka rodziców o Oliwkę wcale nie skończyła się 10 lat temu, kiedy okazało się, że dziewczynka jednak ma szansę na przeżycie. W pierwszych miesiącach i latach życia Oliwia przeszła szereg operacji – m.in. wszczepiono jej dren, który umożliwia regulowanie przepływu płynu mózgowo-rdzeniowego, dzięki czemu wodogłowie nie stanowi już zagrożenia dla życia Oliwki. 
Ta walka nie skończyła się 10 lat temu  trwa każdego dnia, kiedy dziewczynkę trzeba ubrać, przebrać, nakarmić, zawieźć na rehabilitację, podać leki, kiedy dostaje ataku. Raz w miesiącu trzeba jechać z Oliwią do ortopedy. – Wizyta trwa zwykle 3 minuty, bo lekarz mówi, że wszystko jest dobrze i nic się nie dzieje. Ale za to trzeba zapłacić 150 złotych. Serce mi się kraje, bo za tę sumę miałabym dodatkowe półtorej godziny rehabilitacji dla Oliwki – mówi pani Małgosia.
Ktoś nas dostrzegł
Kiedy rok temu do drzwi pani Małgosi zapukali wolontariusze SZLACHETNEJ PACZKI, nie mogła uwierzyć. Dla nas Paczka? Przecież nie jest tak źle. Mamy gdzie mieszkać, jest ciepło, łazienka z bieżącą wodą, jest praca i jakieś tam grosze. – Pani Gosiu, zgłosiłam was do Paczki, bo przecież potrzeba wam tyle pieniędzy na opiekę i rehabilitację małej, że taka pomoc na pewno wam się przyda – powiedziała pani Gosi przez telefon znajoma z opieki społecznej. 
– Żona nie mogła uwierzyć, że ktoś nas tutaj w tej Łobżenicy dostrzegł i zauważył, że może być nam ciężko – mówi pan Andrzej. Nie skarżą się na swoją sytuację, bo – jak sami mówią – Oliwka to największe szczęście, jakie mogło im się przytrafić. Tylko nieraz wyrzucają sobie, że mogliby zrobić dla niej więcej. 
Ja niczego nie chcę dla siebie


Kiedy w trakcie wywiadu wolontariusze zapytali o największe marzenie pani Gosi, bez wahania odpowiedziała: – Rehabilitacja Oliwki. Ja nie chcę niczego dla siebie. Ja chciałabym tylko, żeby ona miała taką opiekę, jakiej potrzebuje – mówi pani Gosia. 
SZLACHETNA PACZKA, jaką otrzymali państwo Smogułowie rok temu, pozwoliła odciążyć domowy budżet. Z zapasów środków czystości korzystają do tej pory. Z zaoszczędzonych pieniędzy rodzice Oliwki wykupili dla niej dodatkowe godziny rehabilitacji.
https://www.szlachetnapaczka.pl/wplacam