Zadała synkowi kilka ciosów nożem. Sąd zdecydował, że może opiekować się dwójką swoich dzieci


W kwietniu 2014 roku Joanna S. miała urojenia. Wzięła nóż i zadała nim swojemu dwuletniemu synkowi aż sześć ciosów, następnie wbiła sobie ostrze w brzuch. Uznano ją za niepoczytalną.  Od tego czasu upłynęły cztery lata. Biegli nie mają pewności, czy kobieta została wyleczona, jednak sąd zdecydował, że może ona przez kilka godzin w miesiącu opiekować się dwójką swoich dzieci.


zdjęcie ilustracyjne: g/w


Do tragedii doszło, gdy mąż Joanny S. (40 l.) przebywał za granicą. Kobieta, wraz z dziadkami dzieci, opiekowała się swoimi synkami. Jeden z nich miał wówczas dwa latka, a drugi trzy. W pewnym momencie matka chłopców chwyciła nóż, którym zadała swojemu młodszemu synkowi sześć ciosów, a później wbiła sobie ostrze w brzuch. Dwulatek przeżył, a matkę zatrzymano, a następnie umieszczono na dwa lata w zakładzie psychiatrycznym. Gdy z niego wyszła, postanowiła starać się o widzenia z chłopcami. 

W lutym br. Sąd Rejonowy w Bolesławcu przyznał kobiecie prawo do widzeń z dziećmi. Miały to być dwie wizyty i odbywać się wyłącznie w domu ojca, Seweryna Kowalika (37 l.) i w jego obecności. W czerwcu Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze, na wniosek żony pana Seweryna, zmienił to postanowienie i przyznał kobiecie prawo do zabierania dzieci do siebie lub na spacery na pięć godzin w miesiącu. Spotkania mają odbywać się w obecności kuratora, jednak ojciec dzieci boi się o bezpieczeństwo synków. 
Postanowienie sądu nie precyzuje, czy przewożenie dzieci samochodem przez Joannę S., z domu ich ojca do jej mieszkania, także musi odbywać się w obecności kuratora. 

Pełnomocnik Seweryna Kowalika, dr Wojciech Kasprzyk, uważa, że sąd ryzykuje życie dzieci. Biegli uznali, że nie pamiętają one swojej matki i między nimi a matką nie ma więzi emocjonalnej. Pełnomocnik zastrzega, że Seweryn Kowalik nie chce zakazać żonie kontaktów z chłopcami, ale chodzi mu o to, żeby spotkania odbywały się wyłącznie w jego domu, gdyż tylko w ten sposób może zagwarantować bezpieczeństwo dzieciom. 

Prezes Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, Dawid Kołodziej, sądzi, że osoba z urojeniami (nie ma jednoznacznych opinii, że Joanna S. została całkowicie wyleczona w zakładzie) może przenosić swoją chorobę na dzieci, a to z kolei może bardzo źle wpłynąć na ich młodą psychikę. 

Renata Zalewska-Ociepa
Źródło: Fakt24
loading...