Wyniki śledztwa w sprawie śmierci skatowanego Tomka z Grudziądza. Bestialstwo oprawcy dziecka poraża


Zakończyło się postępowanie w sprawie śmierci trzyletniego Tomka z Grudziądza. Według ustaleń śledczych, rok temu chłopiec został skatowany na śmierć przez partnera swojej matki. Jak wynika z aktu oskarżenia, oprawca zgotował chłopcu prawdziwe piekło. Przemocy doświadczyła także szóstka rodzeństwa chłopczyka. 


foto ilustracyjne: g/w

W listopadzie ubiegłego roku trzyletni Tomek trafił do szpitala. Dziecko było w ciężkim stanie. Niestety, pomimo wysiłków lekarzy, nie udało się go uratować. Do aresztu trafiła matka chłopczyka, 31. letnia Angelika L, która ma jeszcze sześcioro dzieci oraz jej 30. letni partner, Radosław M. Początkowo mężczyzna usłyszał zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad dzieckiem i spowodowania ciężkich obrażeń ciała, które doprowadziły do śmierci Tomka. Z czasem zmieniono jednak kwalifikację zarzucanych mu czynów i rozszerzono ich zakres.


Śmierć chłopczyka doprowadziła do dużego protestu w Grudziądzu. Wstrząsnęła ona całym krajem.

Właśnie poznaliśmy wyniki wielomiesięcznego śledztwa. Radosław M. będzie odpowiadał za tzw. zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Zdaniem grudziądzkiej prokuratury, 13. listopada 2017 roku, oskarżony bijąc chłopca z określoną siłą, akceptował to, że może go zabić. 
Oprawca chłopca miał znęcać się nad nim już wcześniej. - Krzyczał na niego, straszył go, groził pozbawieniem życia, zamykał w szafie i w piwnicy, uderzał pięściami, ręką, klapkiem oraz kopał go po całym ciele – poinformował prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu. Gehenna dziecka miała trwać trzy miesiące.

Obrażenia, które doprowadziły do śmierci chłopczyka, powstały między 3 a 13. listopada. Urazy pojawiły się na głowie, rękach, tułowiu, w okolicach jąder i na nogach. Tomek miał krwiaka w pobliżu trzustki i masywne wylewy krwi. Dzień 13. listopada okazał się tragiczny.  Po kolejnym uderzeniu w głowę doszło do krwawienia wewnątrz czaszki, spowodowało to śmierć dziecka.

Tomek był najmłodszym z siedmiorga dzieci Angeliki L. Jak wynika ze śledztwa, Radosław M. bił wszystkie dzieci kobiety. Jak poinformował prokurator, oskarżony krzyczał na nie, zastraszał je, zamykał w pokoju, bił po głowie, po plecach, po kończynach i po pośladkach. Zadawał im ciosy pięścią, smyczą, kijem od miotły, paskiem oraz klapkiem. Dwoje z dzieciaczków zamykał także w szafie. Jak podali śledczy, sprawca bił nawet małego kundelka Bossa, którego kopał i uderzał smyczą.

Radosławowi M. za zabójstwo trzylatka może grozić nawet dożywocie. Matka dzieci może trafić do więzienia na 15 lat. Śledczy podali, że jej największa wina polega na zaniechaniu, którym naraziła synka na ciężki uszczerbek na zdrowiu. Kobieta, pomimo tego, że zauważyła u chłopczyka torsje, bladość skóry, brak apetytu i liczne siniaki, nie wezwała pomocy. Także później, gdy z chłopcem było bardzo źle, gdy wypadły mu włosy i skarżył się na bóle ciała, nie udzieliła mu pomocy i nie zabrała malca do szpitala. 


Prokurator uważa, że matka Tomka umyślnie doprowadziła u syna do niedokrwistości, niedożywienia oraz zapalenia płuc. Jako na matce, ciążył na niej szczególny, prawny obowiązek troski o synka. W trakcie składania zeznań, kobieta stwierdziła, że nic złego nie zrobiła, nie przyznała się do winy, jak również broniła swojego partnera. 

Radosław M. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Jego wersja różni się ze zgromadzonym materiałem dowodowym w postaci relacji pokrzywdzonych, zeznań świadków oraz z opinią sądowo-lekarską biegłego z zakresu medycyny sądowej. 

Renata Zalewska-Ociepa
Źródło: Onet