Zostawiła 3- letnią córkę kiedy dowiedziała się, że jest chora na raka. Ojciec Oliwki samotnie walczy z jej życie



Po raz pierwszy zachorowała na raka, kiedy miała tylko 3 lata. Nasze życie nagle runęło jak domek z kart. Mama Oliwii któregoś dnia odeszła od nas. Spakowała rzeczy i wyjechała – tak po prostu, bez słowa… Zostaliśmy sami – Oliwka, ja i rak. Przez chwilę myślałem, że nic gorszego nie może nas już spotkać, ale życie szybko odarło mnie ze złudzeń. 


zdjęcie: siepomaga


Lekarze potwierdzili najgorszy scenariusz – Neuroblastoma IV stopnia,  jeden z najbardziej złośliwych rodzajów nowotworu u dzieci.

 W brzuszku mojej córeczki rósł guz – rozległy, dotykający aorty. Dodatkowo choroba dała już przerzuty do kości piszczelowej i do kości czaszki.
Od razu trafiliśmy na onkologię. Białe kitle, specyficzny zapach oddziału i dzieci z łysymi główkami, a pośród tego moja Oliwka. Na widok pielęgniarek trzęsła się ze strachu, bo wiedziała, że to może oznaczać ból. Ja też się bałem – najbardziej tego, że któregoś dnia podejdzie do mnie lekarz i powie, że na ratunek jest już za późno. Bałem się jej bólu i tego, że nie zdołam zastąpić jej mamy… Robiłem wszystko, by być mamą i tatą w jednym. Na szczęście obok była moja siostra – największe wsparcie dla mnie i Oliwki.

10 piętro na onkologii – miejsce dla dzieci przyjmujących chemię

Trafiliśmy tam na długo – łącznie Oliwia przyjęła 10 cykli. Dopiero po roku wyczerpującego leczenia można było przeprowadzić operację. Uczucie, kiedy stoisz przy drzwiach sali operacyjnej, w której leży twoje dziecko i nie masz pojęcia, co się za nimi dzieje, jest chyba jednym z najgorszych, jakie można w życiu doświadczyć. Ja odchodziłem od zmysłów. Ja, dorosły i wydawałoby się silny facet, miałem ochotę skulić się i płakać. Lekarzom udało się usunąć guza razem z nadnerczem. Niestety – pozostała masa resztkowa. Żeby się jej pozbyć, lekarze musieli operować jeszcze dwa razy… Wtedy dopiero usłyszałem słowa, na które tak długo czekałem – “jest czysto!”.


Kiedy trafiliśmy na oddział, Oliwka miała 3 latka. Kiedy go opuszczaliśmy, była o 1,5 roku starsza. W tym czasie poznała wszystko to, czego nie powinno poznawać żadne dziecko, stała się dużo dojrzalsza niż dzieci w jej wieku. Wtedy tak mocno wierzyłem, że to, co przeszliśmy, nigdy nie wróci, że rak i oddział onkologii pozostaną przeszłością, o której będziemy powoli zapominać.  Dostaliśmy od losu 3 lata normalności, żeby po tym czasie otrzymać kolejny cios!

Wznowa – czy to już koniec?
Wznowa to najgorsze, co można usłyszeć po długiej walce z rakiem.

Scyntygrafia pokazała, że Oliwka “świeci” – w badaniu znacznik osadza się na komórkach nowotworowych! W październiku 2017 potwierdzono zmiany w kości kulszowej i miednicy. Wykryto przerzuty do kości łonowej i piszczelowej! Najtrudniej mi było powiedzieć Oliwce, że musimy wracać na onkologię, że znów 10 piętro szpitala stanie się naszym drugim domem.

Pod koniec października rozpoczęliśmy kolejną serię chemioterapii – 6 cykli. W końcu stało się to, czego Oliwia bała się najbardziej – włosy wypadły garściami. Były wszędzie – na pościeli, w zupie. Cały czas nosiła chustkę na głowie, nawet w nocy. Nie chciała, żeby ktokolwiek widział jej łysą głowę. Po 4 miesiącach przyjmowania chemii i leczeniu izotopem w Gliwicach okazało się, że zmiany wciąż się utrzymują, że rak wciąż ma nad nami przewagę. Biłem głową w mur, nie wiedząc co dalej. Oliwia była coraz słabsza, a ja coraz bardziej przerażony.
Zdecydowano się na megachemię – bardzo agresywną, wyniszczającą. Trafiliśmy do izolatki, bo każda infekcja mogła być śmiertelna. 

Pojawiło się zagrożenie sepsą, silna chemia spaliła przełyk, Oliwia wymiotowała krwią. Od tamtej pory wiem, że piekło na ziemi istnieje. To piekło to właśnie izolatka, w której twoje ukochane dziecko tak bardzo cierpi, a Ty nie wiesz, czy dożyje kolejnego dnia. 

Momentami ból był nie do wytrzymania – pomagała tylko morfina. Czuwaliśmy przy niej na zamianę z siostrą. Którejś nocy Oliwka zupełnie straciła świadomość, miała zwidy, nie wiedziała gdzie jest i jak ma na imię. Tak bardzo bałem się, że to właśnie tak wygląda koniec…
Po 4 tygodniach spędzonych na oddziale przeszczepowym wreszcie nadeszła dobra informacja. “Jest czysto – nie ma zmian nowotworowych!”. Niestety jest też ta zła informacja…

Oliwię kocham za dwoje, bo z rodziców zostałem jej tylko ja – Tata. Kiedy dowiedziałem się o wznowie nowotworu, płakałem jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. Po raz drugi musiałem przekroczyć próg oddziału onkologii, trzymając Oliwkę za rączkę i nie wiedząc, czy ona z niego wróci…
Przed nami ostatni etap leczenia – immunoterapia. Tak naprawdę powinniśmy ją rozpoczynać już teraz! Kilka dni temu otrzymaliśmy kwalifikację! Niestety życie mojej córeczki wyceniono na olbrzymie pieniądze i, choćbym dwoił się i troił, nie zdobędę ich sam.


 
Żeby nowotwór nie wrócił, konieczny jest ostatni etap leczenia – immunoterapia anty-GD2. Niestety terapia nie jest refundowana przez NFZ, a jej koszt to prawie 2 miliony. Złożyliśmy wniosek do Ministerstwa Zdrowia o pomoc w leczeniu, ale wciąż czekamy na decyzję.
Rak w każdej chwili może przyjść znów – silniejszy i brutalniejszy, a Oliwka jest już osłabiona leczeniem. Ma za sobą lata dzieciństwa spędzone na oddziałach onkologicznych, ponad 20 cykli chemii i kilka poważnych operacji. Więcej może już nie wytrzymać. Jeśli ratunek nie przyjdzie na czas, wznowa ją zabije, a ja stracę cały sens swojego życia.
Oliwia z rodziców ma tylko mnie. Ufa mi i wie, że będę o nią walczył! Proszę Cię, pomóż mi ją ratować...

–Łukasz, tata Oliwii
loading...