Urodziła się całkiem zdrowa. Koszmar zaczął się gdy skończyła 4 miesiące

Moja córeczka urodziła się w pełni zdrowa, po porodzie nie otrzymała szczepień, a jedynie witaminę K. W tamtym okresie życia byłam osobą zupełnie nieświadomą, myślałam po prostu, że szczepienie dziecka jest oczywistością - kilka zastrzyków i dni toczą się dalej. 


zdjęcie: prywatne archiwum rodziny

Jak bardzo się myliłam okazało się później. 
Kiedy dziecko ukończyło 2 miesiące zostało zaszczepione po raz pierwszy. Gdy wróciliśmy do domu mała zmieniła się nie do poznania. Zrobiła się marudna, placzliwa, nerwowa, myślałam, że to nagły atak kolek niemowlęcych. Minął tydzień i zauważyłam u niej dziwne drgawki, były bardzo subtelne i nie zdarzały się często, ale raz udało mi się sfilmować jedną z nich. Następnego dnia zabrałam córkę do pediatry, by dowiedzieć się co to za drżenie i czy to normalne. Lekarz stwierdził, że to nic, prawdopodobnie atak refluksu. Jako młody rodzic nie kwestionowałam opinii pediatry. 

Minął jednak miesiąc, a drgawki pojawiały się coraz częściej, zbyt często, aby je zbagatelizować. Udaliśmy się więc do innego lekarza po drugą opinię. Córka została dokładnie sprawdzona i natychmiast skierowana do szpitala... Byłam przerażona. 

Po 4 dniach pobytu w szpitalu, gdzie przeprowadzono kilka testów i metodą prób i błędów wprowadzono leki (próbując znaleźć taki, który kontrolowałby jej napady) - została zdiagnozowana - padaczka wczesnodziecięca z napadami. Zapytałam jej neurologa, czy może to być spowodowane szczepionkami, lecz zanim zdążyłam dokończyć pytanie, lekarz odpowiedział NIE i szybko zmienił temat. 

Wtedy pierwszy raz zapaliła mi się czerwona lampka, jednak wbrew sobie uwierzyłam w to co mówił.. 

Minął kolejny miesiąc i nadszedł czas na zestaw szczepień w wieku 4 miesięcy. 
Bardzo obawiałam się kolejnych zastrzyków, zabrałam z nami na wizytę swoją mamę, by mnie wspomagała w decyzji, ponieważ zdecydowałam, że więcej małej nie zaszczepię. 
Lekarz jednak naciskał i straszył, a ja nie miałam odpowiedniej wiedzy i niestety zgodziłam się na kolejną serię szczepień. 

Wtedy rozpoczął się koszmar. Od momentu kolejnych szczepień córka miała atak za atakiem, co około pół godziny, ponad 50 ataków na dobę. 
W tym momencie postanowiłam, że zrobię wszystko, aby uratować maleństwo. Zaczęłam drążyć temat i znalazłam to, czego potrzebowałam. Dowiedziałam się, że szczepienie Dtap powoduje napady drgawkowe u niemowląt. Doprowadziło to u nas do martwicy części tkanki w jej mózgu... To właśnie powodowało napady padaczki z tak wielką częstotliwością i siłą. 

Okazało się, że jedyny sposób, aby zatrzymać postęp choroby, to bardzo ryzykowna operacja mózgu, która i tak nie dawała pewności wyzdrowienia...
Musiałam dokonać wyboru, który wpływałby na życie lub śmierć mojego dziecka..

Zdecydowaliśmy się wybrać ciężką operację, która została ostatecznie wykonana, gdy córeczka miała 9 miesięcy i 10 dni. Z powodzeniem... 
Dziecko ma teraz dwa i pół roku, od ponad półtora roku wolne od napadów. Mieliśmy ogrom szczęścia, że nasze maleństwo żyje. 
-Tiffany Cole
tłumaczenie: Klaudia V.
loading...