Piotruś walczy z nowotworem złośliwym

Rodzice Bartusia Pawlaka, dzielnego wojownika, który również walczył z rakiem, zdecydowali o przekazaniu całości zebranych na Siepomaga.pl środków na rzecz Piotrusia. Bartek nie zdążył wykorzystać pieniędzy, które wspólnie zgromadziliśmy na jego leczenie. Zasnął na zawsze i wierzymy, że z nieba dopinguje Piotrusia, by wygrał za nich obu!

zdjęcie: siepomaga


Możemy pomniejszyć kwotę zbiórki o ponad 50 tysięcy złotych. Walczymy dalej!
Piotruś ma tylko 20 miesięcy, a już toczy walkę o własne życie! Przeszedł już osiem cykli chemioterapii, poważną operację, megachemię, autoprzeszczep. Czeka na radioterapię i ostatni etap walki ze złośliwym nowotworem - immunoterapię… Ta ostatnia jest niezbędna, żeby dać naszemu synkowi szansę na życie, ale w naszym kraju jest nierefundowana! Prosimy o pomoc w ratowaniu Piotrusia...

Koszmar zaczął się 4 października 2017 roku. Zupełnie niespodziewanie, po kontrolnym badaniu, trafiliśmy z Piotrusiem do szpitala. Zaczęły się badania, mnóstwo badań. Nawet nie pamiętam szczegółów, bo cały czas towarzyszył nam ogromny stres i przerażenie…  Lekarzy zaniepokoił powiększony brzuszek synka, ale trzymaliśmy się ciągle nadziei, że to zapalenie jelit lub coś podobnego. Że zaraz wrócimy wszyscy razem do domu…

Niestety, diagnoza brzmiała jak wyrok - nowotwór złośliwy, neuroblastoma… Ogromny guz zajmował połowę maleńkiego brzuszka naszego synka. Byliśmy w szoku... Wszystko stanęło, cały nasz świat się zawalił w ciągu kilku sekund. Załamaliśmy się…

Piotruś miał zaledwie 14 miesięcy, gdy zapadła diagnoza. Jest naszym pierwszym, wyczekiwanym dzieckiem, oczkiem w głowie, które już musi stoczyć najcięższą walkę! Walkę o własne życie! Usłyszeliśmy, że guz jest tak dużych rozmiarów, że chemię trzeba podać natychmiast, aby zatrzymać jego wzrost… Inaczej może ucisnąć serduszko…    

Z postawieniem diagnozy pojawiło się tysiące pytań. Dlaczego nas to spotyka? Dlaczego nasz syn? Czy wygra tą walkę? Czy wrócimy jeszcze we trójkę do domu? Czy nasza rodzina to przetrwa? Co dalej? Tak wiele pytań, ale żadnej odpowiedzi. Do tego ogromny ból, strach, żal i uczucie bezradności... Wylaliśmy morze łez... Te straszne uczucia towarzyszą nam do dziś. Momentami mamy ochotę się poddać się, zatrzymać się, krzyczeć i płakać w głos w poczuciu niesprawiedliwości…

Po rozpoczęciu chemioterapii dotarło do nas, że na pomyłkę nie ma co liczyć. Że nasz synek naprawdę walczy z rakiem! Przedstawiono nam plan leczenia: najpierw 8 cykli chemioterapii, potem pobranie ze szpiku komórek macierzystych, operacja wycięcia guza i silna chemioterapia - to już za nami. Przed nami jeszcze radioterapia i immunoterapia - leczenie przeciwciałami ANTY GD2.  To leczenie jest nierefundowane... Kosztuje blisko milion złotych, a tylko to może uratować nasze dziecko!

To był kolejny cios. Nie ma słów, które są w stanie wyrazić to, co działo się w naszych sercach. Nie ma nic gorszego, niż strach przed utratą najważniejszej istoty na świecie. Przyszły nieprzespane noce i ciągły strach o życie i zdrowie naszego dziecka. Ciągle słyszeliśmy płacz i widzieliśmy strach, jaki był w jego maleńkich oczkach... Serce rozrywał widok śladów po zastrzykach i świadomość, że nie jesteśmy w stanie pomóc własnemu dziecku, ulżyć mu w cierpieniu…

Codziennością stały się ciągłe badania, przetaczania krwi i płytek. Po pewnym czasie pobytu w szpitalu i rozmów z rodzicami przebywającymi na oddziale pojawiła się iskierka chęci do walki. Dotarło do nas, że Piotruś sam sobie nie poradzi, że potrzebuje nas! To był czas najwyższy, by zwlec się z łóżka, wykąpać, ubrać i zacząć walczyć i żyć! Żyć z nim i dla niego! Nie jest łatwo: ciągłe wyjazdy, brak stałego miejsca, nieustanne badania, izolacje… Żyjemy z dnia na dzień, właściwie na walizkach. Nieustannie czujemy strach: strach przed każdym badaniem, strach przed tym, co zaraz możemy usłyszeć. 

Czas, jaki tutaj spędzamy jest dla nas próbą. Musimy to przetrwać, chociaż codzienność jest trudna: widok snujących się, przygnębionych mam chorych dzieci, płacz dochodzący z pokoju obok, widok dzieciaczków z łysymi główkami... Tego nie da się opisać słowami, żadna ilość wylanych łez nie pomoże. Nigdy tego nie zapomnimy, ale pragniemy tylko jednego - by ten koszmar się skończył, by nasz synek wrócił z nami do domu!

Najtrudniejsza walka to walka o życie i zdrowie własnego dziecka. Nikt nie powinien tego doświadczyć. Piotruś, mimo że jest taki  malutki, jest bardzo dzielny. My, patrząc na niego, bierzemy przykład i nie poddajemy się. Kochamy go najmocniej jak to możliwe i zrobimy wszystko, by wyrwać go z rąk nowotworu! Damy radę! Musimy! Wrócimy w trójkę do domu i innego wyjścia pod uwagę już nie bierzemy!


Piotruś dzielnie walczy, ale musimy Państwa prosić o pomoc… Pomoc w zebraniu tej olbrzymiej kwoty, która może go uratować... Pomóżmy Piotrusiowi wspólnie wrócić do domu, do normalnego życia. Sprawmy, aby uśmiech znów pojawił się na jego twarzy. Piotruś musi żyć! Kochamy go najbardziej na świecie… Ratując życie naszego dziecka, ratujecie całą naszą rodzinę.
Rodzice Piotrusia